Jak pisaliśmy w weekendowym wydaniu „Super Expressu”, biznes filmowy rozkwita w metropolii i przynosi miastu bardzo duże pieniądze, a także daje zatrudnienie tysiącom ludzi. Problem jednak w tym, że zdjęcia nie są kręcone wyłącznie w studiach filmowych, lecz także na ulicach. Najczęściej właśnie na Greenpoincie.
A co to oznacza dla mieszkańców dzielnicy? Wielki ból głowy. – Już jak widzę na znakach żółtą karteczkę, wiem, co będzie grane. To nie jest tak, że jestem przeciwny kręceniu filmów na naszych ulicach, ale nie rozumiem, dlaczego trzeba zakazywać ludziom parkowania przez dwa dni tylko po to, by tak naprawdę pracować na ulicy przez kilka godzin. A tak się dzieje wielokrotnie – mówi „Super Expressowi” właściciel domu przy Humboldt Street. Z jego opinią zgadza się wielu mieszkańców polskiej dzielnicy. Wszyscy zgodnie przyznają, że choć fajnie popatrzeć z bliska na aktorów normalnie oglądanych na ekranach telewizorów, to jednak bardzo męczące jest to, że normalne, spokojne życie zostaje postawione do góry nogami w imię – jak to mówią – "nie wiadomo czego".