"Super Express": - Ostatnie wybory parlamentarne w Mołdawii, w których zwycięstwo odnieśli rządzący komuniści, doprowadziły do wielodniowych wieców i walk ulicznych. Dlaczego reakcja jest aż tak gwałtowna?
Witold Rodkiewicz: - Od ośmiu lat władzę w tym kraju sprawuje ta sama ekipa, która rządzi nim w sposób autorytarny. Przewidywania przedwyborcze nie wskazywały, że wyniki będą właśnie takie - gwarantujące kontrolę komunistów nad całym aparatem państwowym co najmniej na następne cztery lata. To oznacza kompletną blokadę modernizacji Mołdawii. Młodzi ludzie mając poczucie utraty jakichkolwiek szans na normalne życie, są skazani na biedę i poniżenia, jakich doznają, żyjąc w swego rodzaju bananowej republice. A obok mają Rumunię, która też wyszła z komunizmu, a dziś jest w Unii Europejskiej.
- Na jakich zasadach funkcjonuje mołdawska nomenklatura?
- Można ją nazwać władzą bezalternatywną, gdyż tworzy taką sytuację polityczną, w której jest jedyną realną siłą. Wie, że nie jest kochana, ale maluje obraz opozycji jako tych, którzy będą jeszcze gorsi - a mając kontrolę nad mediami, nie jest to trudne. Przy tym wszystkim zachowuje sztafaż demokratyczny, ale jest głęboko skorumpowana i łączy kontrolę polityczną z biznesem. Jest to typowe państwo sprywatyzowane, którego urzędnicy traktują swoje stanowiska jako własność prywatną. Konsekwencją tego stanu rzeczy jest kompletny brak zaufania do struktur państwowych. Jacek Kuroń w latach 80. mówił obrazowo o sytuacji w Polsce: gdyby reżim twierdził, że zniósł złote jajko, to społeczeństwo powiedziałoby, że nie zniósł, tylko ukradł, i nie złote, tylko fałszywe, a oprócz tego i tak natychmiast zabiorą je Sowieci. Taka atmosfera panuje teraz w Mołdawii. 600 tys. obywateli tego niewielkiego kraju pracuje za granicą - na Zachodzie i w Rosji.
- Dzięki podobieństwu języka wybierają głównie Francję, Włochy, Hiszpanię, Portugalię. Łatwiej się tam odnajdują niż Polacy na Wyspach...
- To prawda. Jednak w Europie panuje kryzys i nie tylko Polacy, ale też Mołdawianie wracają do swojego kraju. Powrót do Mołdawii - najbiedniejszego kraju w Europie, który po ostatnich wyborach nie ma szans na zmianę swojej sytuacji, jest bardzo frustrujący.
- Z czego ten kraj się utrzymuje?
- Mołdawia ma jeden z najwyższych na świecie procent PKB pochodzący z pieniędzy transferowanych przez gastarbeiterów. Pieniądze te wydaje się na towary konsumpcyjne, które trzeba importować. Z opłat celnych ściąganych z tego importu żyje państwo. Dla społeczeństwa to jest wegetacja.
- Jerzy Urban mówił, że rząd się sam wyżywi...
- Władza w Mołdawii żyje nie tylko z dochodów państwa, ale też z możliwości, jakie kontrola nad aparatem państwowym daje im do tworzenie własnych biznesów - przez kontrakty z państwem, nieformalne monopole, zawłaszczenie rynku.
- Jednak komuniści zapewnili sobie w wyniku wyborów ciągłość władzy. Zagraniczni obserwatorzy nie kwestionują ich wyników...
- Raport OBW to przedziwny dokument: "Wybory parlamentarne w Mołdawii spełniły szereg norm i wymogów międzynarodowych, lecz niezbędna jest poprawa, by zapewnić nieingerencję władz w proces wyborczy...". Ten raport można różnie interpretować. Zachód woli powoływać się na pozytywy. Unia Europejska ma narzędzia nacisku, ale ma ważniejsze priorytety. Ponadto dla biurokracji, także unijnej, najważniejsza jest tzw. stabilność. Stara się też nie drażnić Rosji - a Mołdawia jest postrzegana przez część elit unijnych, zwłaszcza zachodnioeuropejskich, jako naturalna część rosyjskiej strefy wpływów. Tam ma być spokój.
- Komuniści straszą społeczeństwo tym, że opozycja przyłączy Mołdawię do Rumunii - a to przecież kraj bogatszy. Gdyby reżim w Polsce straszył naród tym, że Solidarność wprowadzi nas do EWG, odniósłby skutek odwrotny...
- Ale jakby straszył przyłączeniem do Niemiec, to mogłoby być inaczej. Straszak niemiecki używany przez komunistów w Polsce do pewnego czasu i w odniesieniu do określonych grup był skuteczny.
- Jednak Mołdawian i Rumunów łączy pokrewieństwo...
- Duża część społeczeństwa ma nieustabilizowaną tożsamość narodową. Wielu zaakceptowało narzuconą sowiecką identyfikację, której ważnym elementem była wrogość do Rumunii. Zbitka "Rumunia-faszyści" jest wśród tej części społeczeństwa bardzo rozpowszechniona.
- Wśród etnicznych Mołdawian?
- Tak, na tym polega paradoks. Oczywiście to służy również mobilizowaniu mniejszości rosyjskojęzycznych. Teraz rosyjski ma w Mołdawii silną pozycję, a w niektórych regionach wręcz dominuje. Żyjąc w Rumunii, czuliby się zmarginalizowani.
- Ale czy zjednoczenie z Rumunią jest rzeczywiście możliwe?
- Teoretycznie tak - bo ten sam język, ta sama kultura - ale jest to pomysł spoza głównego nurtu debaty o przyszłości kraju.
- Dlaczego Mołdawian wmanipulowano w zbitkę "Rumuni-faszyści", a Polaków z Kresów nie dało się skonfliktować z rodakami po drugiej stronie Buga?
- Obszar dzisiejszej Mołdawii został włączony do państwa rosyjskiego, zanim wykrystalizowała się rumuńska tożsamość narodowa - Mołdawianie nie uczestniczyli w jej budowaniu, tylko byli grupą etniczną o niskim statusie w ramach Imperium Rosyjskiego. Później inteligencję mołdawską zmiótł z powierzchni ziemi stalinowski terror - całą ją wywieziono lub rozstrzelano.
- Mołdawia poniekąd jest tworem sztucznym...
- W swoich zalążkach stanowiła przyczółek do eksportu rewolucji komunistycznej do Rumunii. Podobną rolę miały odgrywać położone przy granicy z II RP zamieszkane przez Polaków obszary zwane Marchlewszczyzną i Dzierżowszczyzną albo Karelo-Fińska Republika Sowiecka wobec Finlandii.
- Wschodnia część Mołdawii - Naddniestrze - nie uznaje władzy w Kiszyniowie i de facto jest poza jego kontrolą. Po co utrzymywać spójność tego państwa?
- Naddniestrze jest postrzegane jako rosyjskie, gdyż rządzi nim prorosyjski reżim, stacjonują tam rosyjskie wojska i w warstwie rządzącej dominują Rosjanie, ale 40 proc. jego mieszkańców to Mołdawianie. Trudno też wyobrazić sobie państwo, które rezygnowałoby ze swojego oficjalnego terytorium i akceptowałoby separatyzm sponsorowany z zewnątrz. Owszem, padają takie propozycje, żeby zrezygnować z Naddniestrza i zająć się integracją europejską. Ale to nie jest popularny pomysł.
- Jutro minie tydzień od wyborów, a zamieszki wciąż trwają. Jak dalej potoczy się sytuacja?
- Widzę dwie możliwości. Albo dojdzie do kompromisu i zostaną rozpisane nowe wybory, albo wobec braku nacisków z Zachodu - lub wręcz przeciwnie, wobec płynących stamtąd nacisków na opozycję, żeby się uspokoiła - konflikt wygaśnie. I będzie tak, jak do tej pory.
Witold Rodkiewicz
Wykładowca Studium Europy Wschodniej UW