Survivalowe poradniki, bunkry kopane z myślą o przebiegunowaniu Ziemi, obliczenia, które kazały uciekać w afrykańskie góry, jako jedyne mające ocaleć z globalnej apokalipsy. Kiedy zbliżał się 21 grudnia 2012 roku, świat ogarnęła panika. Skąd wzięła się ta data? Miał wtedy skończyć się tak zwany Kalendarz Majów, którzy wszak dysponowali zaawansowaną wiedzą naukową. Co prawda byli tacy, którzy przekonywali, iż prorokowany przez ów kalendarz koniec to jedynie zwieńczenie pewnej epoki lub nawet wejście ludzkości na nowy etap rozwoju duchowości, ale wielu to nie przekonywało, a co niektórzy zarobili na globalnej panice pieniądze. I co? Nic się nie stało, podobnie jak w roku 2000, gdy „milenijna pluskwa” miała sprawić, że wszystkie komputery i systemy oszaleją, a ludzkość wróci pod technologicznym względem do epoki kamienia łupanego. Albo jak w 2010 roku, gdy zdaniem rosyjskiego badacza pism Nostradamusa miał zstąpić z nieba opisywany w Centuriach „Wielki Król Grozy”. Ale daty końca świata to nie współczesny wynalazek. Już w starożytnym Rzymie krążyła legenda o 12 orłach, które objawiły się Romulusowi, symbolizując po 10 lat istnienia Rzymu. Było ich tylko 12, więc Rzym, a zatem i cały świat, miał zginąć po 120 latach.
O tych końcach świata mało kto już dziś pamięta. Ale nadchodzą kolejne! Najbliższy będzie w przyszłym roku. Według amerykańskiej astrolog Jeane Dixon, która przewidziała m.in. zabójstwo Kennedy’ego i zamach na Jana Pawła II, 2020 rok to już naprawdę właściwa data końca świata. Na pocieszenie można dodać, że nie wszystkie proroctwa zmarłej w 1997 roku znawczyni gwiazd się sprawdziły. Poprzednio przepowiadała apokalipsę na 1962 rok. A jeśli nie Jeane Dixon, to może F. Kenton Beshore? Według przepowiedni zmarłego parę lat temu amerykańskiego biblisty do apokalipsy dojdzie w 2021 roku. Według jego wyliczeń opartych na Apokalipsie według św. Jana koniec świata rozgrywa się na naszych oczach od 2018 roku. Wydarzenia wtedy zaczęte dopełnią się za dwa lata. Ale choć wszystko to brzmi niepoważnie, to niestety naukowcy nie pozostawiają nam złudzeń – koniec świata naprawdę nadejdzie. A przynajmniej koniec Układu Słonecznego. Nastąpi to za 5 miliardów lat, gdy Słońce przemieni się ono w tak zwanego czerwonego olbrzyma i wchłonie krążące wokół siebie planety, w tym także Ziemię.
Taki scenariusz zakłada oczywiście, że Ziemia w ogóle dotrwa do wieku kilku miliardów lat. A przecież wystarczy zderzenie z potężną asteroidą, by zmieniła się w kosmiczny pył. NASA podała niedawno aż 10 dat, w których niebezpiecznie blisko zbliży się do naszej planety Apophis, 300-metrowe ciało niebieskie krążące po kosmosie. Pierwsza z nich przypada na 12 kwietnia 2060 roku, kolejna na 2065, a ostatnia dopiero na 2103. Prawdopodobieństwo tego, że w któryś z tych dni dojdzie do zderzenia z Apophisem, jest jednak niewielkie. O wiele większe szanse mamy na apokalipsę ekologiczną, a wręczmożemy być jej pewni. Globalne ocieplenie, topniejące lodowce i wyniszczenie Amazonii przyniosą nam według większości naukowców koniec świata, jaki znamy i początek epoki wojen o żywność, wodę i miejsce do życia. Obecnie wszystko wskazuje na to, że świat skończy się na raty, a nie podczas jednego konkretnego dnia.