Albo Rosjanie celowo wprowadzają zamęt, by grać na zwłokę w przekazywaniu Polsce kluczowych dla śledztwa materiałów albo eksperci z MAK nie rozumieją zasad panujących w lotnictwie wojskowym.
Edmund Klich, akredytowany przy Komitecie polski przedstawiciel już nie raz podkreślał, że nie dostaliśmy dokumentacji o lotnisku Siewiernyj i wieży kontrolnej. Eksperci z MAK tłumaczą, że nie mogą przekazać tych dowodów, bo według nich w Smoleńsku podczas lądowania tupolewa obowiązywały cywilne procedury.
Przeczytaj koniecznie: Moskwa zezwoliła na lądowanie tupolewa? Kontrolerzy ze Smoleńska nie zgadzali się
Coś jest jednak nie tak, na co wskazują zeznania kontrolera lotów ppłk Pawła Plusnina i jego przełożonego płk Anatolija Murawiowa, do których dotarł tvn24.pl. Zaraz po katastrofie na przesłuchaniach, które przeprowadzali rosyjscy i wojskowi śledczy potwierdzili, że lotnisko Siewiernyj jest wojskowe, należy bowiem do Ministerstwa Obrony.
- Według procedur to kierownik lotu, którym 10 kwietnia był ppłk Plusnin wydaje zgodę na lądowanie; to zasada obowiązująca na obiektach wojskowych – zeznał Murawiow.
Poza tym w wieży kontrolnej pracowali wyłącznie wojskowi: ppłk Paweł Plusnin i mjr Wiktor Ryżenko. W trakcie lądowania konsultowali swoje działaa z dyżurnym operacyjnym transportu wojskowego w Moskwie (kryptonim „Logika”), a kontroler lotów Plusnin nie znał języka angielskiego obowiązującego w lotnictwie cywilnym.
Chociaż od jesieni 2009 roku zlikwidowano 103. Gwardyjski Krasnosielski Pułk Lotnictwa Transportowego - pułk opiekujący się lotniskiem Siewiernyj, nadal było ono w rękach wojska. Jak podaje tvn24.pl od tego czasu lądowano tam tylko na specjalne okazje, a kontrolerów przywożono z wojskowego lotniska w Twerze.
Tymczasem MAK stwierdził, że 10 kwietnia na lotnisku Siewiernyj obowiązywały procedury cywilne i w związku z tym odpowiedzialność za decyzję o lądowaniu w tak fatalnych warunkach pogodowych spada tylko i wyłącznie na załogę samolotu.
Porównanie zeznań kontrolerów z opublikowanym stenogramem „czarnej skrzynki” pokazuje, że nie zawsze zeznania są zgodne ze stenogramem. Płk Plusnin zeznał 10 kwietnia, że powiedział załodze, by pilnowała wysokości. Tego nie ma w stenogramie "czarnej skrzynki".
Jest też inna niejasność. Kontroler lotów powiedział, że podawał załodze nieprawdziwe, gorsze niż w rzeczywistości informacje o pogodzie. Chciał bowiem zmusić Tu-154 M 101 do lądowania na zapasowym lotnisku. Zaniżył widoczność do 400 metrów chociaż jak mówi widoczność ta mieściła się w granicach 800 metrów.
- Chcę uściślić, iż w chwili przesłuchania (…) dnia 10.04.2010 r. byłem w stanie stresu, podniecenia i zdenerwowania. W chwili obecnej znajduję się w normalnym stanie i mogę brać udział w przesłuchaniu” - mówił polskiego prokuratorowi 12 kwietnia.
- Nie władam biegle językami obcymi, w czasie nauki w Szkole Lotnictwa Cywilnego uczęszczałem na kurs nauki frazeologii lotniczej, który ukończyłem z wynikiem pozytywnym. Dodatkowej nauki nie pobierałem – mówił na zeznaniach.
Patrz też: Klich wraca z Moskwy. Koniec współpracy z Rosjanami w smoleńskim śledztwie
Kiedy mgła robiła się coraz bardziej gęsta Plusnin zwrócił się do „operacyjnego dyżurnego sztabu Kierowania Lotnictwem Wojskowo–Transportowym Sił Powietrznych Federacji Rosyjskiej w Moskwie, mającego hasło wywoławcze „Logika”, aby rozważono możliwość skierowania samolotu Tu 154 na inne lotnisko tak, aby nie wszedł on w strefę obsługiwaną przez lotnisko Siewiernyj i aby w ten sposób (uniknął) ewentualnych problemów związanych z barierą językową” - czytamy w treści zeznań kierownika lotów. Potem jednak okazało się, że załoga dostatecznie włada językiem rosyjskim i zrozumie komendy.