III wojna światowa. Obie Koree nie podpisały jeszcze traktatu pokojowego po wojnie na półwyspie z połowy ubiegłego wieku. Zawarto wówczas rozejm, a przez długie lata formalnie nie zakończono konfliktu. W 2018 przywódcy obu krajów deklarowali taką chęć, ale bezskutecznie. Teraz może być to utrudnione po zabiciu południowokoreańskiego urzędnika zajmującego się rybołówstwem na wodach należących do Pjongczangu. Przypomnijmy, że w poniedziałek 47-letni mężczyzna miał znajdować się na pokładzie jednostki patrolowej pływającej u wybrzeży wysp Yonpyong, na pograniczu między Koreą Północną a Południową. W nieznanych okolicznościach urzędnik zniknął z pokładu łodzi patrolowej i znalazł się na wodach Korei Północnej. Po tym jak został zastrzelony przez pograniczników z Północy, jego ciało zostało spalone w ramach środków zapobiegawczych przeciwko pandemii COVID-19.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Korea Północna zaatakowała Izrael! Groźny atak na branżę zbrojeniową
Swojego oburzenia nie kryją władze w Seulu. Według przedstawicieli prezydenta z Południa, Korea Północna przekazała, że straż graniczna strzelała do intruza z Korei Południowej zgodnie z obowiązującymi instrukcjami. Oddano do niego ponad 10 strzałów. Prezydent Korei Południowej Mun Dze In ocenił zastrzelenie urzędnika jako "szokujące" i "niewybaczalne". Wzywał władze z północy do podjęcia "odpowiedzialnych działań" w tej sprawie.
Kim Dzon Un niespodziewanie wyraził skruchę w liście do władz z Południa. Północnokoreański dyktator napisał w nim, że jest mu przykro z powodu tego incydentu. Ocenił, że całe zdarzenie zawiodło południowokoreańską opinię publiczną i nie powinno mieć miejsca.
Pomimo ogromnego napięcia na półwyspie koreańskim, był to pierwszy przypadek zastrzelenia cywila z Południa w Korei Płn. od 12 lat. W 2008 roku ofiarą padła 53-letnia turystka, która w czasie wycieczki w Góry Diamentowe weszła na zastrzeżony teren wojskowy.