Oświadczenie przekazane przez rzecznika Sztabu Generalnego armii Korei Północnej nie pozostawia złudzeń. "Oficjalnie informujemy Biały Dom i Pentagon, że ciągle nasilająca się wroga polityka wobec KRLD i lekkomyślne groźby nuklearne będą zdruzgotane przez silną wolę całego personelu wojskowego i naród oraz mniejsze, lżejsze i zróżnicowane uderzenie nuklearne"- głosi treść oświadczenia.
Według oświadczenia rzecznika, "bezlitosna operacja" wojsk północnokoreańskich "została ostatecznie zbadana i zatwierdzona" a wojna "może wybuchnąć dziś lub jutro". - Stany Zjednoczone uczyniłyby lepiej gdyby zastanowiły się nad obecną poważną sytuacją - dodał rzecznik. Jego zdaniem loty amerykańskich bombowców B-52 i B-2 nad Koreą Południową miały na celu zaognienie obecnego kryzysu.
Czy reżim Kim Dzong Una jest rzeczywiście w stanie przeprowadzić tak na terytorium USA? Analitycy pozostają w tej kwstii sceptyczni. Ich zdaniem jest to nieprawdopodobne, wręcz niemożliwe. W zasięgu północnokoreańskich rakiet znajdują się jednak Japonia i Korea Południowa. W bazach USA na terenie tych państw stacjonuje łącznie 78 tys. żołnierzy amerykańskich.
Groźba ogólnoświatowego konfliktu zaczyna być coraz bardziej realna. Rosja ogłosiła, że jest bardzo zaniepokojona "wybuchową sytuacją" w pobliżu jej granic na Dalekim Wschodzie a Chiny, uważane za sojusznika Phenianu, wezwały wszystkie strony do "zachowania spokoju i wykazania powściągliwości". Mimo wezwań ze strony innych państw i organizacji międzynarodowych Phenian nie zaprzestaje wystosowywania gróźb, które zdaniem części amerykańskich polityków i ekspertów przeprowadzane są na użytek wewnętrzny. Koreański reżim od dawna stosuje metodę prowokacyjnych oświadczeń i działań. Nie wiadomo jednak, jak daleko naprawdę gotów jest się posunąć, by osiągnąć swoje cele.