"Zero Covid" - pod takim hasłem prowadziły walkę z pandemią władze Nowej Zelandii. Latem początkowo ogłoszono tam wygraną z wirusem i zero nowych zakażeń, ale w połowie sierpnia wykryto dosłownie jeden nowy przypadek zakażenia Covid-19 i władze wprowadziły wtedy ostre restrykcje. Ale bezkompromisowa polityka nie spodobała się wielu ludziom, przez kraj przetoczyły się demonstracje. Lockdown jest wyjątkowo dotkliwy, objął prywatne życie ludzi, wprowadzono zakaz przemieszczania się, chodzenia na plaże. Tymczasem wirus i tak się rozprzestrzeniał, m.in. wśród bezdomnych. I władze skapitulowały. „Jest jasne, że okresy surowych ograniczeń nie doprowadziły nas do braku przypadków zachorowań. (…) Izolacja była konieczna, ponieważ nie dysponowaliśmy szczepionką. Teraz ją mamy i możemy zmieniać sposób organizacji naszego życia” - przyznała premier Nowej Zelandii Jacinda Ardern.
NIE PRZEGAP: Nagroda Nobla 2021. Kiedy poznamy laureatów? Tydzień noblowski
NIE PRZEGAP: Księżniczka ucieka z dworu do Nowego Jorku! "Nowi Harry i Meghan"
W Nowej Zelandii na 5 milionów mieszkańców odnotowano od początku pandemii zaledwie 27 zgonów po zakażeniu koronawirusem i wykryto zaledwie 1300 przypadków, w tym 29 w ostatni poniedziałek. Od jutra mieszkańcy będą mogli jednak chodzić na plaże i spotykać się na świeżym powietrzu z osobami ze swojego gospodarstwa domowego, otwarte zostaną przedszkola. Zamknięte pozostaną restauracje i bary.