Jan Paweł II nie był kreacjonistą, choć niewątpliwie wierzył w boską ingerencję w kształt ziemskiego życia. Niejednokrotnie twierdził publicznie, zgodnie ze stanowiskiem naukowym, że tzw. „teoria ewolucji” nie jest jedynie teorią, ale opisem skomplikowanych procesów powstawania gatunków, w tym także ludzkiego. Papież Franciszek też traktuje akt stworzenia bardziej symbolicznie i z pewnością nie upierałby się przy tym, że Adam powstał z gliny, a Ewa z żebra. Dla fundamentalistów Biblia, jako źródło wiary, nie powinna podlegać interpretacji, ale musi być rozumiana dosłownie. Ich zdaniem Bóg naprawdę stworzył świat (w sensie całe mnóstwo galaktyk i gwiazd) w zaledwie 6 dni. Amerykańscy fundamentaliści posuwają się do tego, że nie posyłają swoich dzieci do szkół w obawie o to, że zetkną się tam z diabelską teorią ewolucji. Stawiają na biblijne, domowe nauczanie. W nim nic nie wykracza poza wiek 6 tysięcy lat, ponieważ wcześniej po prostu nic nie istniało.
Kreacjoniści z tytułami naukowymi, bo są i tacy, choć najwięcej jest pośród nich ekonomistów, starają się za wszelka cenę „udowodnić” swoje tezy. Skompletowali grupę która zajmuje się badaniem warstw geologicznych widocznych w Wielkim Kanionie Kolorado, mających rzekomo świadczyć o tym, że Ziemia ma właśnie 6 tysięcy, a nie więcej lat.
Sporym wyzwaniem są dla kreacjonizmu dinozaury i wszelkie kopalne szczątki zwierząt sprzed milionów lat. Najczęściej tłumaczą ich istnienie wielkim potopem z biblijnej historii o Noem, zaczerpniętej zresztą ze znacznie starszego, będącego rówieśnikiem Ziemi mezopotamskiego „Eposu o Gilgameszu”. Dinozaury wymarłe pod koniec Jury, ponad 60 milionów lat temu, ale także wielkie ssaki żyjące na Ziemi porównywalnie niedawno, bo w epoce lodowcowej, zdaniem kreacjonistów żyły kiedyś na Ziemi w tym samym czasie co ludzie. Potem nastąpił potop i nie zmieściły się na arkę, dlatego dzisiaj wielu gatunków już nie ma. Ale kreacjoniści mają także prostsze wytłumaczenie istnienia olbrzymich kości należących do gatunków wymarłych. Otóż Bóg miał je stworzyć po to, aby wystawić na próbę siłę ludzkiej wiary.
Skąd warunki do życia
Zwolennicy teorii młodej Ziemi zrobiliby wszystko, żeby udowodnić jej biblijny wiek. Zgodnie z Księgą Rodzaju, pierwszą z ksiąg mojżeszowych, Ziemię stworzył Bóg i zrobił to około 6 tysięcy lat temu. Fundamentaliści chrześcijańscy stoją na niezmiennym stanowisku, że wszystko, co zostało zapisane w Biblii jest prawdą. Tak więc mylą się naukowcy, którzy wiek naszej planety oszacowali na 4,6 miliarda lat, czyli niewiele mniej niż wynosi wiek Słońca. Teoria o młodej Ziemi głosi, że wydarzeniem kluczowym dla życia był potop, mający miejsce ok. 4 tys. lat temu. Wtedy Bóg, chcąc ukarać ponadtysiącletnią ludzkość żyjącą na ponadtysiącletniej planecie, zesłał wody, które zmyły wszelki grzech, a przy okazji masę gatunków zwierząt. Przetrwały jedynie te, dla których Noe i jego ocalała z potopu rodzina znaleźli miejsce na arce. Zwolennicy biblijnego scenariusza życia i historii ludzkości są kreacjonistami, co oznacza, że nie przyjmują do wiadomości ewolucji ani jej praw. Zarówno królestwo zwierząt jak i roślin uznają za skutek jednorazowej boskiej kreacji. Żeby uporać się z najprostszym kontrargumentem, że to niemożliwe aby wszystkie żyjące dzisiaj gatunki uratowały się z potopu na arce mierzącej (według Biblii) 300 x 50 x 30 łokci, czyli około 137 x 23 x 14 metrów, kwestionują obecną liczbę gatunków zamieszkujących Ziemię. Tak jak „płaskoziemcy” poddają krytyce materiały filmowe i zdjęcia przedstawiające widok okrągłej Ziemi z orbity, kreacjoniści szczerze wątpią w różnorodność życia prezentowaną na zdjęciach i filmach przyrodniczych. Najciekawsze są jednak ich „niepodważalne” argumenty przeciw sędziwości Ziemi. Podstawowym jest idea tak zwanego inteligentnego projektu. Skreślający zera w wieku naszej planety słusznie zauważają, że niewielkie zmiany w parametrach opisujących jej ruch wokół Słońca oraz miejsce w Układzie Słonecznym, spowodowałyby, że nie mogłoby się na niej rozwinąć życie. Jest to ich zdaniem dowód na to, że wyższa istota stworzyła optymalne warunki, by Ziemia mogła być domem dla istot żyjących. Nauka nie kwestionuje faktu, że nawet niewielka zmiana nachylenia ziemskiej osi w stosunku do orbity, po której Ziemia obiega Słońce, byłaby katastrofalna dla ziemskiego życia. Odwraca jednak ciąg przyczynowo-skutkowy, przyjmując, że życie na Ziemi powstało, ponieważ były ku temu warunki. A nie odwrotnie, czyli ktoś stworzył warunki, aby mogło trwać.
Nie lada wyzwaniem dla kreacjonistów jest kwestia skamieniałości organizmów, żyjących na Ziemi setki milionów lat temu. Na przykład amonitowate to podgromada wymarłych głowonogów, których zachowane w skałach szczątki pochodzą m.in. z wczesnego dewonu, mają więc nawet blisko 400 milionów lat. Kreacjoniści uporali się tym problemem, twierdząc, że skamieniałości powstają bardzo szybko, a te najstarsze mają około 4 tys. lat. Nie mogą mieć więcej, skoro kreacja przebiegała zgodnie z opisem świętych ksiąg, które należy traktować dosłownie. Ciekawy rozdźwięk wśród kreacjonistów wywołuje kwestia dinozaurów, o których Biblia milczy. Są w niej wprawdzie wzmianki o gigantach, ale w znaczeniu rasy pochodzącej od ludzi i aniołów. Strach pomyśleć, jak musiałby wyglądać anioł, żeby dochować się potomka w postaci gigantozaura – ogromnego dinozaura roślinożernego z późnej jury, lub tyranozaura, czyli dwunożnego drapieżcy ważącego 6 ton.
Dinozaury podzieliły zwolenników biblijnego wieku Ziemi na dwa obozy. Pierwszy uznaje istnienie ogromnych lądowych jaszczurów za fakt, a ich całkowitą zagładę sytuuje około 4 tysięcy lat temu, w czasach biblijnego potopu. Przemilczając przy tym sprawę wielkich jaszczurów wodnych, jak choćby dominujących w późnej kredzie mozazaurów (mierzących średnio 17,5 m długości), dla których żaden potop nie byłby problemem, a mimo to zostały po nich tylko skamieniałości sprzed co najmniej 65 mln lat. Drugi obóz kreacjonistów zaprzecza, jakoby Bóg kiedykolwiek stworzył istoty „tak nieforemne, brzydkie i nieużyteczne, jak dinozaury”. A z wielkogabarytowymi skamielinami radzi sobie na dwa sposoby. Przede wszystkim uważa je za wyrafinowane oszustwo ewolucjonistów, którzy nie wytrzymując biblijnej konkurencji zmuszeni są tworzyć niezliczone fałszywki, mające dowodzić prawdziwości ich bezbożnej teorii. Jest jednak i mniejszość, twierdząca z przekonaniem, że szóstego dnia, już po stworzeniu zwierząt lądowych i człowieka, Bóg stworzył także kości dinozaurów, aby w stosownym momencie móc wypróbować ludzką wiarę. Czas próby trwa od momentu, kiedy te szczątki zaczęły być analizowane naukowo.
Jak udowodnić, że Ziemia ma 6 tysięcy lat
Jak w przypadku większości teorii spiskowych, przeczących aktualnemu stanowi wiedzy o świecie i procesach zachodzących w środowisku, kreacjoniści powołują się nie tylko na święte księgi. Kreatywny kreacjonista mówi dużo więcej, niż tylko „bo tak mówi Księga”. Używa również argumentów, mających pozornie wydźwięk naukowy. W ten sposób wierzący w karzący potop uzyskują efekt sugerujący głęboką analizę naukową wszelkich głoszonych przez siebie poglądów. Stosują w tym celu dwa zabiegi. Przytaczają fakt naukowy i wyciągają z niego błędne wnioski albo powołują się na dane niezgodne z prawdą, z których wysnuwają konkluzje poprawne logicznie. Jeśli chce się dowieść tezy absolutnie nie do obronienia, czyli, że 6 tysięcy lat temu Ziemi jeszcze nie było, a pięć dni później była nie tylko ona, ale i wszystkie gatunki zwierząt z człowiekiem - „koroną stworzenia” na czele, trzeba kombinować. Oto, jakimi ścieżkami chadzają dowody na młody wiek Ziemi:
Kreacjoniści twierdzą, że „Ziemia zwalnia obroty o jedną tysięczną sekundy dziennie”, wobec tego, cofając ten proces o miliardy lat mielibyśmy Ziemię wirującą tak szybo, że siła odśrodkowa rozerwałaby ją na części. Ruch obrotowy Ziemi faktycznie zwalnia, tyle że o 0,0014 sekundy na sto lat (to mniej niż 3 sekundy w ciągu 200 tys. lat). Kolejny „dowód” dotyczy człowieka. Zwolennicy inteligentnego projektu pytają, dlaczego człowiek, skoro „przestał ewoluować 100 tysięcy lat temu, stworzył cywilizację i pismo dopiero 5-10 tys. lat temu?”. Do tego zauważają, że „najstarsze cywilizacje pojawiają się na świecie w tym samym czasie, od razu bardzo zaawansowane”. W tym wywodzie mijają się z prawdą dwukrotnie. Po pierwsze, założenie, że człowiek kiedykolwiek przestał ewoluować, przeczy podstawowym zasadom ewolucji, która jest procesem kończącym się dopiero w momencie wymarcia gatunku. Do tego czasu zachodzi szybciej lub wolniej, biegnąc w przód, ale czasem także wstecz. A co do twierdzenia o jednoczesnym powstaniu najstarszych cywilizacji, każdy archeolog, słysząc coś podobnego, wykopałby sobie pośród wykopalisk głęboki dołek, w którym spędziłby resztę swoich depresyjnych dni. Z tego typu rozumowań, zawsze wychodzi zwolennikom młodej Ziemi, że jest ona jaka? Młoda! Wiek planety, będący ich obsesją, są w stanie obliczyć na podstawie analizy danych niezwiązanych z geologią czy kosmologią. Jest to możliwe, jeśli założyć, że Ziemia powstała na kilka dni przed pojawieniem się na niej pierwszych ludzi, a potop zabił wszystkich z wyjątkiem rodziny Noego, zacnej, bogobojnej i wolnej od związków z upadłymi moralnie aniołami. Przyjmując „realistyczny wzrost populacji” dowiedli, że „obecne sześć miliardów jest właściwą liczbą ludzi, którzy rozmnożyli się z ośmiu osób ocalałych z potopu”.
Krótka historia Ziemi, ludzi, zwierząt i roślin niweluje wiele problemów. Gwiazdy powstały w jednym momencie, czyli czwartego dnia stworzenia, a zatem teleskopy dostarczające danych o galaktykach zarówno starych - tych sprzed 14 miliardów lat, jak i nowych, nadal się tworzących, są zbędne. Mącą tylko w głowach ludziom okłamywanym codziennie przez naukowców, którzy błądzą. A powinni się modlić, bo licząca 6 tys. lat Ziemia jest wprawdzie dużo młodsza od tej sfałszowanej, liczącej sobie 4,6 miliarda lat, ale te kilka tysięcy lat próby właśnie dobiega końca. To już jednak zupełnie inna opowieść ze świata fundamentalistów.