Sprawą zniknięcia 4-letniej Cleo Smith żyła nie tylko Australia, ale też spory kawałek świata. Dziewczynka była porównywana do Maddie McCann, która zaginęła w 2007 roku i do tej pory się nie odnalazła. Na szczęście Cleo nie podzieliła jej losu i po prawie trzech tygodniach szczęśliwie wróciła do bliskich. Dziewczynka zniknęła z namiotu, w którym spała podczas weekendowego wypadu z rodziną. Szukał jej dosłownie cały kraj, a potem okazało się, że przez te wszystkie dni znajdowała się niedaleko swojego rodzinnego domu. Jak ustalili śledczy, dziecko porwał 36-letni mężczyzna, mieszkający zaledwie 7 minut drogi od miejsca zamieszkania dziewczynki. W ujęciu sprawcy pomogli jego sąsiedzi - zauważyli, że zaczął zaopatrywać się w pieluchy, a z jego domu słyszeli płacz dziecka. Wezwani na miejsce policjanci odbili Cleo z jego rąk. Po zatrzymaniu mężczyzny zdecydowano się upublicznić jego wizerunek i właśnie wtedy zaczęły się kłopoty niejakiego Terrance'a Flowersa.
CZYTAJ TAKŻE! "Megapająk" ma 2-centymetrowe kły i śmiercionośny jad. Będzie... ratował życie!
Fałszywy podejrzany w sprawie Cleo Smith
Stacja "Seven" kilka godzin po aresztowaniu podejrzanego o uprowadzenie Cleo, opublikowała materiał z wizerunkiem rzekomego sprawcy. Jak informuje "BBC", pracownicy kanału ściągnęli jego zdjęcia z Facebooka. Doszło jednak do koszmarnej pomyki, bo prawdziwym podejrzanym był Terence Kelly, a nie Terrance Flowers, którego wizerunek już zdążył trafić do odbiorców. Jak podkreśla adwokat reprezentujący pokrzywdzonego, publikacje stacji doprowadziły do tego, że Flowers stał się przedmiotem nienawiści w kraju i na całym świecie, a całą sytuację przypłacił atakiem paniki, w wyniku którego trafił do szpitala.
Przeczytaj także: To tu porywacz przetrzymywał 4-latkę! "18 dni piekła"
Stacja przeprosiła, ale to za mało
Kanał informacyjny o swoim błędzie dowiedział się kilka godzin po publikacji pierwszego materiału ze zdjęciem Flowersa, a jego pracownicy od razu zdjęli z anteny wszystkie materiały i kilkukrotnie przepraszali pokrzywdzonego. Prawnicy Flowersa mówią jednak, że ich klienta niepokoi fakt, że stacja, w tak ważnej sprawie, nie dopełniła obowiązku weryfikacji informacji. Nie wiadomo, jakie dokładnie pokrzywdzony ma roszczenia.