Aimee Singleton z angielskiego miasta Shrewsbury, która według najbliższych przez całe swoje życie cieszyła się dobrym zdrowiem, obudziła się w nocy z dużym bólem nogi. Po chwili zaczęła ona bardzo puchnąć (jak miała ocenić jej najbliższa przyjaciółka, opuchlizna miała być "monstrualna"). Po tym, jak dziewczyna zemdlała w łazience, jej bliscy wezwali karetkę. Jeszcze przed jej dotarciem do domu 18-latki doszło do pierwszego zatrzymania akcji jej serca. Po przewiezieniu do szpitala lekarze podjęli zaciekłą walkę o życie 18-latki. Jeszcze kilka razy udało im się przywrócić bicie jej serca, jednak gdy akcja serca ustała po raz szósty, medycy nie byli w stanie nic więcej zrobić...
Przeczytaj także: Najpierw wnuczek, później wnuczka! Malutkie dzieci zginęły pod opieką babci! Obie tragedie w niecały rok!
Carol Jones, która założyła w sieci zbiórkę funduszy dla pogrążonej w żałobie rodziny, ujawniła w jej opisie, że przyczyną śmierci młodej dziewczyny był zakrzep, który doprowadził do rozległych uszkodzeń w mięśniu sercowym. - Była zdrowa i nie wykazywała żadnych objawów, dopóki nie obudziła się tego ranka (...) Szybkość, z jaką to wszystko się wydarzyło, jest najbardziej szokująca - napisała.
Nagła śmierć młodej dziewczyny była ciosem dla całej rodziny i ich przyjaciół. Nikt się nie spodziewał, że 18-latka bez historii chorób w tak dramatycznych okolicznościach straci życie. - Strata dziecka jest chyba najgorszym bólem na świecie. Jestem zdruzgotany - powiedział ojciec Aimee, Nigel King.