W piątkowy wieczór w sali Bataclan zgromadziło się jakieś 1500 fanów amerykańskiej kapeli rockowej Eagles of Death Metal. Młodzi ludzie bawili się w rytm głośnej muzyki. Tak głośnej, że nie usłyszeli nawet pierwszych wystrzałów, a eksplozje granatów wzięli za fajerwerki.
Ale około godziny 21.50, kiedy zespół kończył właśnie grać piosenkę, po sali poniosły się dudniące odgłosy salwy z kałasznikowa. Przekonani, że to element zabawy, widzowie ciekawie odwrócili głowy i z przerażeniem zobaczyli czterech napastników w czarnych maskach, uzbrojonych w karabiny szturmowe.
Wtedy zaczęła się masowa egzekucja. Wśród krzyków "To za Syrię" oraz "Allahu Akbar" napastnicy zaczęli strzelać do przerażonych ludzi. Ofiary padły na ziemię, reszta czołgała się wśród martwych ciał, żeby uciec jak najdalej od napastników. Wielu na szczęście udało się zbiec. Część - w tym kobieta w zaawansowanej ciąży - próbowało ewakuować się przez okna. Spadali na bruk, lub kurczowo trzymali się parapetów. Inni przeskakiwali do budynku obok, gdzie chowali się w mieszkaniach.
A przez ten cały czas na sali koncertowej trwała rzeź! Ci, którzy byli najdalej od napastników, ale nie mieli gdzie uciekać, zaczęli wysyłać ze swoich telefonów rozpaczliwe błagania o pomoc.
"Jestem ranny, atakujcie jak najszybciej. Oni zabijają każdego, jednego po drugim. Na pierwszym piętrze, szybko - dramatycznie nawoływał do pomocy Francuz Benjamin Cazenoves.
Ale pomoc przyszła za późno. Dopiero jakieś 20 minut po północy policyjne jednostki antyterrorystyczne przystąpiły do szturmu.
Nie była to szybka, sprawna akcja, jaką znamy z filmów. Tylko mozolna, półgodzinna bitwa z terrorystami, którzy bronili się z zaciętością istnych diabłów. W końcu jeden z nich zdetonował ładunek wybuchowy, jakim był owinięty. Policji nie udało się złapać żywcem żadnego z islamistów.
Od ich kul i bomb zginęło 89 osób.
Zobacz też: Kuzynka reprezentanta Francji zginęła w zamachu! Tragedia Lassany...