Ksiądz Krzysztof Kowal: Muszę odprawiać msze w DMUCHANYM KOŚCIELE

2011-08-23 18:55

Przypomina dmuchany zamek, jakich tysiące na polskich plażach, gdzie za 5 złotych przez 10 minut dzieci mogą się wspinać i ślizgać po specjalnych zjeżdżalniach. Ale ta budowla jest wyjątkowa. I służy nie rozrywce, ale celom duchowym. Bo to... dmuchany kościół. Ściema? Ależ skąd! To sprytna broń księży w obronie przeciw prześladowcom kościoła.

Przez osiem lat, mimo wielu starań, nie udało się polskim misjonarzom wybudować świątyni w Pietropawłowsku na Kamczatce. Załatwianie formalności związanych z pozwoleniami i projektami ciągnie się latami. I choć wszystko to toczy się w majestacie prawa, zainteresowani wiedzą, że chodzi o skuteczne zniechęcenie polskich księży do podtrzymywania katolickiej wiary wśród mieszkańców Kamczatki. Ksiądz misjonarz Krzysztof Kowal nie daje za wygraną i na Kamczatkę zamierza wrócić z... dmuchanym kościołem. - Kościół, choć dmuchany, to ma tę zaletę, że będzie przenośny. Dotrzemy z nim do katolików, którzy o modlitwie w kościele mogli tylko pomarzyć - cieszy się ksiądz.

Pierwsze testujące nadmuchanie miało miejsce w niedzielę przy latarni morskiej w Kołobrzegu. Tu, bo przed wyjazdem na Kamczatkę ksiądz misjonarz związany był właśnie z diecezją koszalińsko-kołobrzeską. Przewoźna świątynia waży ok. 100 kg, ma wymiary 6 na 10 metrów.

Na Kamczatce, której powierzchnia jest ponad trzykrotnie większa od Polski, żyje ok. 5 tys. katolików, choć tych zdeklarowanych oficjalnie jest zaledwie ok. 200.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki