Przebyli tysiące kilometrów, bez wahania wjechali na ogarnięte wojną tereny, gdzie w każdej chwili ryzykują życie. Przeszukali już miejsce katastrofy malezyjskiego boeinga i nieustannie myślą, jak odnaleźć swoją córkę Fatimę (25 l.), która była na jego pokładzie. To wszystko dlatego, że Bóg dał im nadzieję.
- Odebrałem wiadomość od Boga: "Oddam ci córkę żywą", a przecież Jego słowa są nieodwołalne - powiedział nam wczoraj rano pan Jerzy. - Doszliśmy do wniosku, że jeżeli ona przeżyła, to ktoś musiał zaopiekować się nią tuż po katastrofie, a teraz nie wie, że my właśnie jej szukamy. Dlatego rozprowadziliśmy po całej okolicy zdjęcia córki i mamy teraz nadzieję na pomoc ze strony Ukraińców - dodaje.
Przeczytaj też: Czarne skrzynki Boeinga 777 potwierdzają: zestrzelili samolot rakietą
Wczoraj, po przeszukaniu miejsca tragedii, państwo Dyczyńscy zdecydowali się wrócić do Kijowa. Stamtąd będą kierować się do Amsterdamu, jednak termin podróży zależy od tego, jaką pomoc uda im się uzyskać od strony ukraińskiej.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail