Jewgienij Prigożyn jest nazywany "kucharzem Putia" dlatego, że między innymi jest właścicielem firmy cateringowej, zaopatrującej w posiłki wojska rosyjskie i imprezy na Kremlu. W wojnie na Ukrainie pełni od samego początku bardzo ważną rolę. Kierowana przez niego zbrojna, najemnicza grupa Wagnera bierze udział w walkach po stronie Rosji, a od kilku miesięcy szturmuje ukraiński Bachmut, położony w obwodzie donieckim. O Prigożynie mówi się, że chciałby zająć miejsce Putina - od początku wojny wyrasta na lidera, co doprowadzało już kilka razy do potężnych tarć między nim, a rosyjskim ministerstwem obrony. Szef grupy Wagnera wie jednak, że dla Putina jest niezastąpiony, dlatego pozwala sobie niemal na wszystko.
Prigożyn: "Droga do Warszawy jest otwarta"
W ostatnim czasie stwierdził między innymi, że już nie czas na branie jeńców, dlatego jego ludzie będą na Ukrainie "zabijać wszystkich". Teraz z jego ust padły kolejne niepokojące słowa, tym razem wymierzone w Polskę. Postanowił powiedzieć o tym, co wydarzy się, gdy wreszcie Wagnerowcom uda się zdobyć Bachmut. "Atakowane przez nas grupy wojsk ukraińskich, które są teraz w Bachmucie, zajmują obszar o rozmiarach kilometr na dwa. Dlatego w żaden sposób nie przeszkadzają nikomu w pobliżu, a przestrzeń operacyjna aż do Warszawy jest już całkowicie otwarta, jeśli założymy, że będzie to po zajęciu Bachmutu" - stwierdził Prigożyn, cytowany przez Biełsat.
"Kucharz Putina": "Zawody na temat długości siusiaków"
Jednocześnie uderzył w Putina i przyznał, że gdy już jego grupa zdobędzie Bachmut, to Ukraina od razu odpowie, bo prezydent Wołodymyr Zełenski "nieważne jak jest krytykowany, uderza celnie i bardzo profesjonalnie, a my urządzamy sobie zawody na temat długości susiaków, ociągamy się i zabawiamy".