Tragiczne wieści nadeszły w poniedziałek, 12 lutego. Jak podawał serwis MailOnline, służby ratunkowe dotarły do domu gwiazdy w centrum Londynu tuż po godzinie 10. 69-letni Steve Wright, prawdziwa legenda brytyjskiego radia, leżał bez życia. Ratownicy stwierdzili zgon, na miejsce przyjechała też policja, ale śledczy szybko orzekli, że śmierć gwiazdy nie jest podejrzana. Do rodziny i bliskich dziennikarza od poniedziałku spływają kondolencje i wyrazy wsparcia. Cierpią też fani Wrighta, których przez kilkadziesiąt lat pracy na antenie zebrał wielkie grono.
Zmarł znany dziennikarz. Wcześniej stracił pracę
Tymczasem - mimo że wciąż nie podano bezpośredniej przyczyny śmierci 69-latka - pojawiają się głosy, że być może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby Wright nie został wyrzucony z pracy. "The Sun" przypomina bowiem, że dokładnie 18 miesięcy temu zwolniono go z Radia 2, należącego do BBC, w którym prowadził swój autorski program. Gary Farrow, menedżer gwiazd, a prywatnie bliski przyjaciel Wrighta, który znał go od 40 lat, ujawnił, że był "zdruzgotany, gdy dwa lata temu stracił zajęcie, które tak kochał. Pękło mu serce". "Steve żył dla tego programu, bardzo mu się podobał, a słuchacze go pokochali. Moim zdaniem zmarł z powodu złamanego serca" - powiedział.
Nie żyje uwielbiany dziennikarz. "Mówili mu, że jest za stary"
Wright prowadził program przez 24 lata, a wraz z jego odejściem audycji przestało słuchać około miliona osób. Farrow rzuca pod adresem BBC potężne oskarżenia. "Z tego, co wiem, nie miał żadnych poważnych problemów zdrowotnych. Spędzał wiele godzin na zbieraniu informacji przed występem, sprawdzaniu gości i przygotowaniach. Radio było jego życiem. Był panem showbiznesu. Był pierwszym, który omawiał i bronił nowych książek, filmów, płyt i programów telewizyjnych, i był pod tym względem niezwykle postępowy. Więc to, że BBC mogło stwierdzić, że jest on za stary lub niewystarczająco na czasie, jest żartem". Wright osierocił syna Toma i córkę Lucy.