Kiedy 23-letnia matka niespełna rocznego chłopca zemdlała na pokładzie samolotu linii US Airways, który leciał z Houston do Phoenix, nie było czasu na myślenie. Załoga maszyny błyskawicznie ogłosiła przez megafon czy wśród pasażarów jest lekarz lub pielęgniarka.
Wtedy z fotela podniósł się dr Conrad Murray. Lekarz zmarłego przed rokiem króla popu zachował się jak na medyka przystało. Zbadał 23-latkę, po czym stwierdził, że ma słaby puls i podał jej kroplówkę z apteczki.
Skandal w USA: Amerykanie pokazali rekonstrukcję sekcji Michaela Jacksona (ZDJĘCIA)
Ze względu na stan zdrowia młodej mamy samolot musiał wylądować w Albuquerque. Kobieta została przewieziona do szpitala i poddana dalszemu leczeniu. Amerykański portal plotkarski TMZ, który jako pierwszy poinformował o śmierci Michaela Jacksona donosi, że kiedy 23-latka odzyskała przytomność doktor przedstawił się jej słowami "Prawdopodobnie mnie pani zna... Byłem lekarzem Michaela Jacksona".
Dr Conrad Murray jeszcze nie usłyszał wyroku sądu w Los Angeles za nieumyślne spowodowanie śmierci piosenkarza. Wyszedł z aresztu po wpłaceniu 75 tysięcy dolarów kaucji i na wolności czeka na kolejną rozprawę, która planowana jest na czerwiec. Osobisty lekarz króla popu cały czas utrzymuje, że jest niewinny i to nie on zabił swojego pacjenta.