Matka oskarża szpital o to, że na porodówce urwano głowę jej dziecku. 21-latka i jej mąż pozywają klinikę, szpital nie przyznaje się do winy
Makabryczny proces w Stanach Zjednoczonych! Młoda kobieta i jej mąż oskarżają pewien szpital w Riverdale w stanie Georgia o to, że pracujący w nim lekarze doprowadzili do koszmarnej śmierci ich pierwszego dziecka w trakcie porodu. Do dramatu doszło miesiąc temu, na początku lipca. Jak pisze Daily Mail, Jessica Ross (21 l.) i Treveon Isaiah Taylor senior (21 l.) nie mogli doczekać się przyjścia na świat swojego pierwszego dziecka, chłopca. Kobieta trafiła na porodówkę i początkowo wszystko szło zgodnie z planem. Zaczął się poród i główka dziecka pojawiła się na zewnątrz. Ale reszta noworodka utknęła w drogach rodnych kobiety. Chłopczyk zaklinował się tam ramionami. Według Jessiki już wtedy prosiła o cesarskie cięcie, ale jej prośby nie zostały wysłuchane, zaś lekarka ciągnęła za główkę z całej siły, czego świadkiem miał być zespół pielęgniarek.
Lekarze udawali, że dziecko nie ma urwanej głowy? Pracownicy zakładu pogrzebowego powiedzieli o wszystkim matce
Po ponad trzech godzinach zdecydowano się na cesarskie cięcie, a potem lekarze oznajmili załamanej kobiecie, że dziecko nie żyje i przynieśli jej ciało owinięte ściśle w beciki, jednocześnie naciskając na kremację i brak sekcji zwłok. Kobieta podejrzewała, że coś się nie zgadza, ale prawdziwy szok przeżyła, gdy rozmawiała z pracownikami domu pogrzebowego. Powiedzieli jej, że dziecko miało oderwaną głowę i z tego powodu odradzili jej oglądanie zwłok. Oboje rodzice pozywają szpital Southern Regional Medical Center i twierdzą, że tuż po makabrycznym porodzie medycy postawili główkę na reszcie ciała i przywiązali ją becikami, tak by ukryć prawdę o tym, co zrobili. Szpital nie ma sobie nic do zarzucenia i odrzuca oskarżenia.