Pancerny cadillac prezydenta, zwany Bestią, jadąc po głowę państwa na lotnisko w Tel Awiwie, nagle zgasł. Awaria miała miejsce dwie godziny przed lądowaniem Baracka Obamy w Izraelu. Trzeba było wzywać zwykłą lawetę! Bo jak tu pchać auto, które waży 8 ton? Podobno powodem awarii było wlanie do baku ropy zamiast benzyny przez szofera. Ostatecznie Obama pojechał limuzyną zastępczą.
- Dzwonił ktoś z konsulatu. Powiedział, że to samochód Obamy, ale nie mówił, co się z nim stało. Kiedy przyjechałem na miejsce, był tam tylko mechanik. Kierowca odjechał innym autem - mówił Moti Matmon, właściciel firmy z lawetami. Potwierdził, że samochód został zatankowany niewłaściwym paliwem.
Auto zostało przetransportowane do Jerozolimy, gdzie będzie naprawione. Jak zapewnił właściciel firmy, Obama nie dostanie rabatu za holowanie...
Podczas podróży służbowych Barack Obama porusza się pancerną limuzyną skonstruowaną przez firmę General Motors. Samochód wyposażony jest m.in. w opony, których nie da się przestrzelić, oraz własną instalację tlenową. Znajduje się w nim także krew tej samej grupy, którą ma Obama. "Bestia" może być też - w razie konieczności - awaryjnym centrum dowodzenia.