Donald Tusk powiedział, że to Rosjanie mogli podpalić Halę Marywilską w Warszawie. Premier Łotwy uważa, że podpaleń będzie więcej w krajach pomagających Ukrainie
Niedawne pożary w Polsce wywołały spekulacje dotyczące możliwego śladu rosyjskiego. Pozornie wydawało się to przesadne, bo Hala Marywilska w Warszawie raczej nie jest strategicznym celem Moskwy, a możliwe inne przyczyny tego dramatu przychodzą na myśl dość szybko. Ale we wtorek, 21 maja premier Donald Tusk powiedział, że analizowane są ślady pozwalające przypuszczać, że "służby rosyjskie miały coś wspólnego z głośnym pożarem na Marywilskiej i postępowanie w tej kwestii trwa". Wcześniej polski premier ujawnił, że aresztowano "dziewięciu podejrzanych z postawionymi zarzutami, którzy zaangażowali się bezpośrednio na zlecenie rosyjskich służb w akty sabotażu w Polsce. Dotyczy to pobicia, podpalenia, próby podpalenia". Do słów Donalda Tuska odniosła się premier Łotwy.
Minister spraw wewnętrznych Łotwy Rihards Kozlovskis: "Jesteśmy w stanie wojny hybrydowej"
Evika Silina uważa, że Rosjanie chcą organizować prowokacje i podpalenia w tych krajach, które zdecydowały się wspierać Kijów w wojnie na Ukrainie. Łotewska premier powiedziała, że służby specjalne Łotwy rozpoznają prowokacje Rosji i że w kraju tym może dojść do bardzo różnych prowokacji. Według Siliny podpalenia to najbardziej typowa forma rosyjskiej dywersji. Chodzi o wzbudzanie niepokoju, niepewności. Wcześniej minister spraw wewnętrznych Łotwy Rihards Kozlovskis powiedział, że służby specjalne tego kraju są "codziennie w stanie alertu". "Jesteśmy w stanie wojny hybrydowej" - stwierdził i zapowiedział rozbudowę służb specjalnych w związku z tymi zagrożeniami.