Alaksandr Łukaszenka podpisał dekret, który zapewnia mu całkowitą bezkarność w świetle prawa. Przyznał też sobie słoną emeryturę
"Wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze od innych" - ten sławny cytat z Orwella teraz jeszcze bardziej pasuje do Białorusi. Białoruski dyktator podpisał bowiem właśnie pewien dekret, który zupełnie oficjalnie stawia go w świetle prawa ponad innymi obywatelami. Alaksandr Łukaszenka nie będzie mógł być odtąd za nic postawiony przed sądem, również za "czyny popełnione w związku z wykonywaniem swoich uprawnień prezydenckich", podobnie członkowie jego rodziny, ma bowiem dożywotni immunitet. Ustawa teoretycznie miała dotyczyć byłych prezydentów i ich rodzin, faktycznie chroni tylko Łukaszenkę i jego krewnych. Przy okazji dyktator zapewnił sobie również dożywotnią emeryturę wynoszącą tyle samo, ile zarabia jako urzędujący prezydent oraz pełnienie funkcji członka wyższej izby białoruskiego parlamentu do końca życia.
Opozycjoniści w praktyce nie będą mogli kandydować na prezydenta. Ustawa uderza także w nich
Alaksandr Łukaszenka zapisami nowej ustawy uderzył też w opozycję. Zapisy w dokumencie ograniczają możliwość kandydowania innych niż on osób na stanowisko głowy państwa. Prezydentem będą mogły zostać tylko osoby będące od urodzenia obywatelami Białorusi, mające mniej niż 40 lat, z czego przez ostatnie 20 bez przerwy mieszkają na terytorium kraju, i nigdy nie mieli zezwolenia na pobyt w innym państwie. To w praktyce uniemożliwia start opozycjonistom, którzy zazwyczaj są obecnie na emigracji w obawie przed represjami. Następne wybory prezydenckie na Białorusi mają odbyć się w 2025 roku.