Aleksandr Łukaszenka i jego ludzie grozili Polsce. "Jeśli nie podejmiecie złych decyzji, wojny nie będzie"
Od początku wojny na Ukrainie Aleksandr Łukaszenka jednoznacznie opowiadał się po stronie Rosji. Udostępniał jej też swoje terytorium, by mogła przeprowadzać ataki na Ukrainę. Choć od wybuchu wojny minęło już ponad pół roku, białoruski dyktator nadal bezpośrednio się w nią nie włączył. Ale w ostatnich dniach uaktywnił się w niepokojący sposób. Niedawno Aleksandr Łukaszenka stwierdził w kuriozalnym wystąpieniu, że "Polska gromadzi wojska przy granicy z Białorusią", a potem białoruski minister obrony zagroził nam wojną: "Nie prowokujcie nas, to nie będziemy z wami walczyć. Nie chcemy prowadzić wojny z Litwinami czy Polakami, a co dopiero z Ukraińcami. Jeśli nie podejmiecie złych decyzji, wojny nie będzie. Jeśli jedna choćby metr białoruskiej ziemi zostanie zaatakowany, odpowiedź będzie ostra i natychmiastowa". Potem podano, że Białoruś przekazuje Rosji 20 czołgów T-72 i część z nich już wysłała Putinowi, a Łukaszenka formuje regionalne zgrupowanie wojsk Rosji i Białorusi. Białoruski dyktator długo odsuwał w czasie bezpośrednie zaangażowanie w wojnę. Jednak teraz może nie mieć już wyjścia. Dlaczego? Rosjanie mogli ostro mu pogrozić - powiedział Mychajło Samuś, ukraiński ekspert wojskowy w rozmowie z Wirtualną Polską. Stwierdził, że w Rosji dokonał się cichy wojskowy zamach stanu.
Grupa Wagnera odwiedziła Aleksandra Łukaszenkę i zagroziła mu śmiercią? Musi włączyć się do wojny, "gra się skończyła"
"Przy nominalnym zachowaniu władzy Putina de facto na czele kraju staje grupa Jewgienija Prigożyna [szef grupy Wagnera i fermy prorosyjskich trolli], Ramzana Kadyrowa [przywódca Czeczenii] i Siergieja Surowikina [świeżo mianowany dowódca wojsk rosyjskich na Ukrainie]" - uważa Samuś. Ludzie ci zdaniem eksperta nie patyczkują się z Łukaszenką, który chciałby i mieć ciastko, i je zjeść. "Moja hipoteza po raz kolejny jest taka, że teraz to już nie Patruszew i Putin rozmawiają z Łukaszenką, a grupa Prigożyna. Skończyła się gra i upraszanie. Ci goście przyjechali do Łukaszenki i postawili go przed faktem: "Jutro o godz. 5 rozpoczniesz ofensywę, powiedzą ci, gdzie dokładnie, a jeśli nie, to jest po tobie". Ci ludzie mówią właśnie w takim języku" - uważa dyrektor kijowskiego think tanku "New Geopolitics Research Network". Podobne doniesienia publikował niedawno "Dziennik Gazeta Prawna". Anonimowe źródło w strukturach rządowych mówiło dla DGP: "Są również silne naciski na Łukaszenkę, by dostarczył żołnierzy. Łącznie z groźbami pozbawienia go władzy lub życia i zastąpienia osobą w pełni sterowalną przez Moskwę".