Białoruska agencja bezpieczeństwa granicznego ogłosiła w poniedziałek nowe zasady i tak już surowych przepisów ograniczających możliwość wyjazdu obywateli z kraju, nawet jeśli posiadają oni pozwolenie na pobyt długoterminowy za granicą. Coraz więcej obywateli uciekło z kraju, którym od 1994 roku rządzi Aleksander Łukaszenka, nazywany „ostatnim dyktatorem Europy”. W sierpniu zeszłego roku został ogłoszony zwycięzcą spornych wyborów prezydenckich, co doprowadziło do masowych protestów przeciwko fałszerstwom wyborczym, które były krwawo tłumione.
PRZECZYTAJ Setki aresztowań. Cichanouska chce pomocy Joe Bidena
Białoruska opozycja na czele z liderką Swiatłaną Cichanouską wyjechała z kraju, a ostatnie wydarzenia porwania samolotu linii Ryanair lecącego z Aten do Wilna, na pokładzie którego znajdował się opozycyjny dziennikarz Raman Pratasiaiewicz (WIĘCEJ O TYM PISALIŚMY TUTAJ), doprowadziły do kolejnych sankcji białoruskiego reżimu wobec ich obywateli. Teraz na wszystkie spusty mają zostać zamknięte granice. Jak komentowali opozycjoniści podczas zdarzenia, według nich 9,5 miliona Białorusinek i Białorusinów mieszkających w kraju to „zakładnicy Łukaszenki”.
Białoruska agencja bezpieczeństwa granicznego powiedziała, że zmiany, które według agencji były tymczasowe i miały na celu powstrzymanie rozprzestrzeniania się koronawirusa, zasadniczo blokują wszystkie lądowe przejścia graniczne. W grudniu ubiegłego roku władze Białorusi utrudniały obywatelom wyjazd z kraju, ograniczając wyjazdy dla tych obywateli Białorusi, którzy mogliby przedstawić długoterminowe zezwolenia na pobyt z zagranicy. Zmiany te uderzyły głównie w lekarzy i informatyków. Nowe przepisy ogłoszone w poniedziałek zabraniają teraz wyjeżdżania również posiadaczom takich dokumentów. Osoby, które udowodnią, że mają status stałego rezydenta w innym kraju, będą mogły wyjechać za granicę. Zdaniem opozycji to kolejny przejaw łamania prawa.
ZOBACZ GALERIĘ Raman Protasiewicz. Łukaszenka porwał samolot z dziennikarzem