Co kryje treść dokumentu komitetu? Dlaczego MAK zamierza na swojej stronie internetowej umieść raport po angielsku i rosyjsku, a oddzielnie, po polsku uwagi, które Rosjanie dostali 16 grudnia?
Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej nie będzie ani akredytowanego przy MAK płk Edmunda Klicha, ani szefa MSWiA Jerzego Millera. Raport zaprezentują przewodnicząca komitetu Tatiana Anodina i szef Komisji Technicznej Aleksiej Morozow. Ze strony polskiej pojawi się prawdopodobnie tylko przedstawiciel ambasady RP w Moskwie.
Przeczytaj koniecznie: Nałęcz: Nie będzie polsko-rosyjskich obchodów rocznicy katastrofy jeśli dojdzie do awantury o raport MAK
Odpowiedzi na wiele pytań poznamy dopiero po godz. 10. Oprócz najważniejszych ustaleń zawartych w dokumencie Anodina przedstawi także animację tragedii z 10 kwietnia. Czy końcowy raport będzie niemal identyczny jak projekt, który Polska otrzymała 20 października. Z tego dokumentu MAK wynikało, że winę za katastrofę ponoszą głównie piloci Tu-154M, którzy zdecydowali się lądować mimo gęstej mgły.
Już w pierwszym raporcie z 19 maja Rosjanie wskazali prawdopodobne przyczyny wypadku i przebieg feralnego lotu. Co wtedy ustalili specjaliści z komitetu? Szefowa MAK potwierdziła, że odczytano wszystkie cztery czarne skrzynki z Tu-154M. Katastrofa nie była wynikiem zamachu ani ataku terrorystycznego.
Na pokładzie maszyny nie doszło do pożary i wybuchu. Według strony rosyjskiej lotnisko wojskowe Siewiernyj w Smoleńsku było przygotowane na lądowanie maszyny. Nie było mowy o niesprawnej jednej z dwóch radiolatarni czy też wymianie już po tragedii oświetlenia pasa startowego.
Dokumentu o lotnisku są tajne i Rosja nie chce ich udostępnić. Nie wiadomo dlaczego pracownicy więzy kontrolnej nie wydali zakazu lądowania. Wciąż tajemnicą jest czy z ppłk. Pawłem Plusninem i mjr Wiktorem Ryżenko była jeszcze trzecia osoba.
Stan techniczny tupolewa nie budził żadnych zastrzeżeń, wszystkie urządzenia pokładowe były sprawne aż do końca. Z zapisów czarnej skrzynki z kabiny pilotów wynikało, że przy podchodzeniu do lądowania w kokpicie były dwie osoby spoza załogi. Ani płk Klich ani nikt z MAK nie potwierdził, że jeden głos należał do dowódcy sił powietrznych, gen. Andrzeja Błasika.
Szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych zaznaczył jednak, że nie odniósł wrażania, by na załogę tupolewa była wywierana presja.