Nieuleczalnie chorzy Europejczycy od 1998 roku ściągają do placówki medycznej założonej przez szwajcarskiego prawnika Ludwiga Minelliego, by raz na zawsze zapomnieć o cierpieniu i odejść do wieczności.
Do tej pory pacjenci kliniki eutanazji dobrowolnie godzili się na kontrolowane samobójstwa, nie spodziewając się jak właściciele Dignitas obchodzą się ze zwłokami i szczątkami po śmierci. Szokująca prawda wyszła na jaw kiedy nurkowie ze służby ratowniczej, którzy szukali w jeziorze Zurich części jednej ze swoich łodzi, spostrzegli na dnie zbiornika urny. Zawiadomili policję i wtedy do akcji wkroczyli policyjni nurkowie.
Przeczytaj też: Lekarz krzyczał na córkę, gdy umierała
Nie było wątpliwości czyje prochy są zamknięte w 300 urnach. Każda miała bowiem logo zakładu pogrzebowego, który zajmuje się kremacją zmarłych pacjentów kliniki. Była pracownica Dignitas Soraya Wernli ujawniła policji, że urny były przechowywane w odpowiednich miejscach, które nie uwłaczały godności zmarłym. Z czasem jednak założyciel kliniki Minelli wydał polecenie, by zatapiać prochy w jeziorze.
Nie wiadomo czy na dnie jeziora nie leży więcej szczątków pacjentów, którzy poddali się eutanazji. Klinika cieszy się niesłabnącą popularnością szczególnie wśród Brytyjczyków. Zabiło się w niej już ponad stu mieszkańców wysp. Wśród zmarłych pacjentów jest wybitny brytyjski dyrygent sir Edward Downes (+85 l.), który w lipcu zeszłego roku odebrał sobie tam życie z chorą na raka żoną Joanną.