Nie wszyscy pacjenci odwiedzający Pana gabinet na Greenpoincie wiedzą o tym, że jest Pan aktywnie zaangażowany w działalność fundacji wspomagającej najbiedniejszych mieszkańców Haiti.
To prawda. Moja praca nigdy nie była dla mnie sposobem na zarabianie pieniędzy, ale przede wszystkim misją. Poszedłem na medycynę, aby pomagać ludziom. To był mój cel i moja pasja i staram się o tym nie zapominać. Swoją praktykę rozpocząłem od leczenia bezdomnych pracując dla NYC Department of Helath. Jako lekarz internista zajmowałem się praktycznie wszystkimi nagłymi przypadkami. Od wielu lat jako wolontariusz podróżuję do wielu biednych krajów, szczególnie w Ameryce Południowej, aby nieść pomoc najbardziej potrzebującym. Odwiedziłem już między innymi Kubę, Nikaraguę, Kostarykę, Portoryko, a także niewielką wyspę Culebrę.
Jak to się stało, że trafił Pan do szpitala na Haiti prowadzonego przez St. Luke Foundation for Haiti?
Dość przypadkowo. W 2011 roku spędzałem wakacje na Florydzie. Podczas mszy Św. odbywającej się w jednym z lokalnych kościołów dowiedziałem się od przemawiającego tam gościnnie księdza, że na Haiti potrzebni są między innymi lekarze dermatolodzy. Tym księdzem był ojciec Rick Frechette, a ja słysząc jego emocjonalną przemowę nie wahałem się ani chwili. W ten sposób znalazłem się na Haiti po raz pierwszy.
Kim jest ojciec Rick Frechette?
To człowiek instytucja. Dla mnie i dla wielu osób, to żyjący święty. To on właśnie założył i zarządza fundacją St. Luke Foundation for Haiti. Na początku lat 90 tych został wysłany na Haiti z misją utworzenia sierocińca. Szybko zorientował się, że ludziom tam najbardziej brakuje opieki medycznej. Wrócił więc do Stanów, gdzie w wieku 36 lat rozpoczął studia medyczne, po których ukończeniu ponownie pojechał na Haiti, aby pomagać tym najbardziej potrzebującym. Ojciec Rick Frechette to człowiek o olbrzymiej wrażliwości, a zarazem świetny organizator potrafiący do swoich idei przekonać wielu ludzi na całym świecie. Co ciekawe, jego matka jest Polką, choć on sam urodził się już w Stanach Zjednoczonych.
Jak wyglądał Pana pobyt na Haiti?
Pierwszy raz na Haiti spędziłem ponad tydzień lecząc niekiedy kilkuset pacjentów dziennie. Lekarze każdej specjalności są tam bardzo potrzebni. Ten kraj wiele doświadczył i warunki życia są tam bardzo trudne. Są miejsca gdzie brakuje wody i gdzie co chwila wybuchają śmiertelne epidemie. Tam śmierć jest widoczna na każdym kroku. Kiedy ja tam byłem trwała akurat epidemia cholery. Na Haiti wielu ludzi nie może pozwolić sobie na pogrzeb bliskich. Byłem w miejskiej kostnicy, gdzie codziennie dziesiątkami znoszono zwłoki zmarłych osób, w tym wielu dzieci. Ojciec Rick odwiedza kostnice dwa razy w miesiącu. On i jego pomocnicy transportują ciała w odpowiednie miejsce, gdzie można odprawić godny pogrzeb i pomodlić się za dusze zmarłych. Nam, mieszkańcom Nowego Jorku, trudno to wszystko sobie wyobrazić. Choć przecież Haiti jest odległe od Nowego Jorku zaledwie o 3 i pół godziny lotu.
Jak wygląda działalność fundacji?
Przede wszystkim na miejscu fundacja prowadzi szpitale, a także ośrodki zdrowia i sierocińce. Zajmuje się również edukacją, produkuje żywność i wytwarza produkty na własny użytek, takie jak na przykład protezy. Ojciec Rick większość czasu spędza na miejscu. Kiedy jednak podróżuje, to zbiera środki na działalność fundacji. Dzięki jego wieloletnim staraniom, działalność fundacji jest coraz bardziej znana na całym świecie. Obecnie ambasadorami fundacji są tak popularne osoby jak między innymi brazylijska modelka Adriana Lima, nowojorski projektant Kenneth Cole, czy też amerykański piłkarz Jozy Altidore, który zresztą sam pochodzi z Haiti.
W styczniu na Manhattanie odbyła się specjalna impreza charytatywna z udziałem tych gwiazd. Jaki jest cel takich imprez?
Taka impreza połączona z wystawą zdjęć przybliża wielu osobom działalność fundacji i pozwala zgromadzić niezbędne środki na jej działalność. Podczas tej imprezy, również dzięki wsparciu gwiazd, udało nam się zebrać ponad 165 tys. dol, co bardzo cieszy. Muszę podkreślić, że 99% tych środków trafia bezpośrednio do Haitańczyków. My pracujemy jako wolontariusze, ale wszystkie osoby zatrudnione na miejscu, lekarze i personel, to mieszkańcy Haiti.
Jaka jest Pana rola w działalności fundacji?
Oprócz tego, że odwiedzam Haiti, to jestem ambasadorem fundacji, a także jako jedyny Polak w jej strukturach pełnię funkcję honorowego doradcy zarządu. Jako ambasador staram się propagować działalność i idee fundacji. Dzięki temu, że jestem Polakiem, to mogę również dotrzeć do wszystkich rodaków za pośrednictwem polonijnych mediów. Co właśnie czynię.
Marek Paliwoda czyli lekarz z misją
2016-02-16
20:41
Rozmowa z dermatologiem Markiem Paliwodą, leczącym mieszkańców Greenpointu, a także wolontariuszem i ambasadorem St. Luke Foundation for Haiti.