Marine Le Pen z pięcioletnim zakazem ubiegania się o stanowiska publiczne. Trump jej broni, podobnie Włochy i Węgry
Mnożą się reakcje ze świata na wyrok sądu w Paryżu w sprawie Marine Le Pen. Liderka francuskiej prawicy 31 marca została skazana na cztery lata pozbawienia wolności, w tym dwa w zawieszeniu, ale największe emocje budzi fakt, że sędzia orzekł wobec pani polityk pięcioletni zakaz ubiegania się o stanowiska publiczne. Oznacza to eliminację Marine Le Pen z wyborów prezydenckich we Francji w 2027 roku, chyba, że sąd wyższej instancji coś zmieni. Wyrok sprawiedliwy czy polityczny i niesprawiedliwy? Donald Trump stanął po stronie Marine Le Pen i porównuje jej obecna sytuację ze swoimi bataliami prawnymi przed wyborami prezydenckimi. "To bardzo ważna sprawa. Wiem o tym wszystko i wiele osób myślało, że nie zostanie skazana za nic. I nie wiem, czy to oznacza skazanie, ale została wykluczona z kandydowania na pięć lat, a jest wiodącą kandydatką. To brzmi jak ten kraj. Brzmi bardzo jak ten kraj" - dodał, mając zapewne na myśli USA za czasów Bidena.
"Wykluczanie ludzi z procesu politycznego jest szczególnie niepokojące"
Wcześniej także rzeczniczka departamentu stanu USA broniła Le Pen. "Jako Zachód nie możemy tylko mówić o demokratycznych wartościach (...) Wykluczanie ludzi z procesu politycznego jest szczególnie niepokojące z uwagi na agresywną i skorumpowaną kampanię prawną toczoną tu, w Stanach Zjednoczonych, przeciwko prezydentowi Trumpowi" - powiedziała Tammy Bruce. "Popieramy prawa wszystkich do wygłaszania swoich poglądów na forum publicznym, czy się z nimi zgadzamy, czy nie" - dodała. Głosy poparcia płyną także z Węgier i Włoch. "Je suis Marine!" (jestem Marine) – napisał Viktor Orban na portalu X.
Za co skazano Marine Le Pen? Sąd orzekł, że zdefraudowała 4,6 miliona euro
Premier Giorgia Meloni odnosząc się do wyroku oświadczyła, że "każdy, kto ma w sercu demokrację nie może się cieszyć", a włoski wicepremier Matteo Salvini ocenił, że decyzja sądu w Paryżu to "wypowiedzenie wojny przez Brukselę". W europarlamencie jedni bronili Le Pen, inni podkreślali, że faktycznie czyn popełniony przez nią według sądu jest poważny i dotyczy defraudacji 4,6 miliona euro poprzez fikcyjne zatrudnianie asystentów europosłów w latach 2004-2016. Inni chcieli debaty "ataki na demokrację i wolę obywateli w Europie", ale rozpoczęcie debaty nie zostało przegłosowane.
