O przygotowaniach do pojedynku, diecie i wrażeniach z pierwszego spotkania twarzą w twarz z jednym ze słynnych braci rozmawiamy z naszym pięściarzem, tuż po zakończonym treningu w Global Boxing.
„Super Express”: – Czy można powiedzieć, że walka z legendarnym Władimirem Kliczko jest spełnieniem twoich bokserskich marzeń?
Mariusz Wach: – Na pewno taka walka o mistrzostwo świata, z kim by nie była – w moim przypadku trafiło na Kliczkę – jest spełnieniem marzeń. Każdy chłopak zaczynający jakąś dyscyplinę sportu, gdzieś tam w głębi duszy myśli o takiej walce. Budzisz się rano, idziesz na trening i trenujesz z myślą, że kiedyś może ci się uda. Ja akurat miałem to szczęście, że trenując 12 lat tę dyscyplinę udało mi się dostać taką szansę.
Masz za sobą konferencję prasową, a tym samym oficjalne „twarzą w twarz” z Władimirem. Powiedz Mariusz, jak mu z oczu patrzy?
– (śmiech) To bardzo doświadczony zawodnik, wielokrotnie występował w takich konferencjach i umie się zachować. Ma zimną twarz bez wyrazu i pustkę w oczach, nie daje po sobie poznać żadnych emocji. Ja ze swojej strony również nie dałem się przestraszyć, a wiem, że wielu zawodników psychicznie przegrywa już na takim spotkaniu twarzą w twarz. Niektórzy mogli się faktycznie przestraszyć, ale nie ja.
Jeżeli chodzi o gabaryty, to masz przewagę nad Ukraińcem. Sam Kliczko podkreślił w jednym z wywiadów, że jeszcze nigdy nie bił się z rywalem wyższym i cięższym od siebie. Czy w jakiś sposób będziesz starał się to wykorzystać?
– Na pewno... On praktycznie o mnie nic nie wie. Widział moją ostatnią walkę, która odbyła się 6 miesięcy temu, a ja odkąd jestem w Stanach robię z dnia na dzień postępy. Wtedy byłem zupełnie innym zawodnikiem. Teraz nic z mojego boksowania nie wychodzi na zewnątrz, żadne moje treningi, żadne sparingi. Kliczko będzie niemile zaskoczony, bo z pewnością zrobię na nim ogromne wrażenie. Myślę, że on dopiero dzień przed walką zacznie się tak naprawdę zastanawiać i zda sobie sprawę, że to nie są żarty: że ja go znam, oglądałem praktycznie wszystkie jego walki i wiem, że w swoim boksowaniu już nic nie zmienia i nie zmieni również na tej walce.
Stawką listopadowego pojedynku są aż cztery mistrzowskie pasy w wadze ciężkiej (WBA, IBF, IBO, WBO). Czy jest to dodatkowa presja czy raczej dodatkowa motywacja?
– Nie robi mi różnicy, czy to by było o jeden pas czy o 10. Po prostu jest to walka o mistrzostwo świata i to jest najważniejsze.
Obecnie nadal przebywasz w New Jersey w Global Boxing Gym, gdzie odbywasz treningi zamknięte. Kiedy wyjazd do Europy na końcową fazę przygotowań? Czy już wiadomo, gdzie spędzisz ostatnie tygodnie przed walką w Hamburgu?
– Wyjazd planowany jest za parę dni. Pierwsze 7 dni będzie taka delikatna aklimatyzacja, później 22 września wybieramy się z całym teamem Global Boxing na galę do Wrocławia, gdzie będzie walczył nasz kolega, Kamil Łaszczyk. W poniedziałek po gali udajemy się już na zgrupowanie, a gdzie – to jeszcze nie do końca wiadomo.
Czy masz jakąś specjalną dietę „na Kliczkę”?
– Muszę dużo jeść, ale bardzo zdrowo. Jednym ze sponsorów mojej diety jest firma Piast Meats & Provisions z New Jersey, która zaopatruje mnie w zdrowe i świeże jedzenie, serdecznie pozdrawiam. Nie muszę ani przybrać na wadze, ani schudnąć. Chodzi o trzymanie obecnej wagi ciała, ale też zbijanie tkanki tłuszczowej. Koncentracja jest na mięśnie, które dają mi siłę w walce.
Jak rodzina, narzeczona Marta zareagowali na możliwość, a później już fakt twojej walki z Kliczką? Odradzali czy raczej byli za?
– Zawsze są za mną. Wiedzą, że to do mnie należy ostateczna decyzja. Na początku jak usłyszeli, że będę walczył z Kliczką, to nie uwierzyli. Mówili, że sobie jaja robię, żarty się mnie trzymają. Takie niedowierzanie było. W końcu powiedziałem: dobra, jak nie wierzycie, to zobaczycie niedługo, jak przeczytacie o tym w gazetach. I tak się stało. Parę dni później grupa K2 (reprezentująca mistrzów świata wagi ciężkiej czyli braci Kliczko – przyp. red) wydała oficjalne oświadczenie, że jestem następnym rywalem dla młodszego z braci. Wcześniej już były propozycje od tego starszego, ale my odmawiali z różnych względów. Dopiero ta ostatnia, od Władimira, była godna pozytywnego rozpatrzenia i dogadania się.
A twój synek Oliwier rozumie, że jego tato to pretendent do tytułu mistrzowskiego? I jak podobał mu się twój tatuaż z jego podobizną, który zrobiłeś sobie niedawno na piersi?
– Oliwier ma 2 latka i jeszcze tak nie rozumie. Ale jak słyszy już melodyjkę na bokser.org czy ringpolska.pl to już woła „tata, tata, tata”. Jeżeli chodzi o tatuaż, to za każdym razem mnie rozbiera i chce go oglądać cały czas. Jak tylko przyjeżdżam, to od razu mi koszulkę ściąga albo pyta się: gdzie jest Oliwiarek?
Mariusz Wach Boxing (fan page na fb) oraz mariuszwach.pl to oficjalne miejsca na necie, które zaczęły nabierać rozpędu. Coraz więcej w nich aktualizacji, rośnie archiwum. Jak ważny dla ciebie jest kontakt z fanami za pomocą właśnie takich narzędzi?
– Kibice, fani to bardzo ważny element życia każdego sportowca czy osoby publicznej. Na kontakcie z nimi bardzo mi zależy. Otrzymuję wiele wiadomości na Facebooku czy na mojej oficjalnej stronie z gratulacjami, na które staram się odpisywać. Spełniam również prośby kibiców, którzy proszą o zdjęcie z autografem.
Niedawno swoją premierę miała również piosenka, przy której wyjdziesz do ringu. Jest to utwór zatytułowany „Viking” autorstwa polonijnego zespołu „Prime Prophecy”. Czy brałeś udział w jego tworzeniu? Jesteś zadowolony z tego kawałka?
– Tak, jestem bardzo zadowolony. Jest to pierwszy utwór stworzony wyłącznie dla mnie. Wcześniej wychodziłem do ringu przy różnej muzyce, nie miałem swojej wybranej i ulubionej. Co się podsunęło, to przy tym wychodziłem. Bardzo się cieszę, że chłopaki zrobili tą piosenkę. Cały czas byłem z nimi w kontakcie, przysyłali mi do posłuchania podkład, czy jak coś więcej mieli już do pokazania. Muzyka do wyjścia ma nakręcać, zagrzewać do walki i utwór „Viking” spełnia to zadanie.
Na zakończenie spytam jeszcze, co będzie się działo w ringu 10 listopada? Jaki masz plan na ten wieczór?
– Nie mam nic do stracenia. Wszystko postawię na jedną kartę. Zostawię na pewno trochę zdrowia w tym ringu, ale i jemu również bardzo dużo napsuję. Dam z siebie wszystko... Rozjadę go...
Rozmawiała: Joanna Maj