Od zawsze jesteś niezwykle aktywna, czy możesz nam zdradzić jak odkrywałaś swoje pasje bo jest ich wiele i są one bardzo różne?
- Moim żywiołem jest, ogólnie, „życie w ruchu i w drodze“ – to określenie zawiera niemal wszystko. Odkąd pamiętam byłam dzieckiem bardzo ciekawym świata, wiedziałam czego chcę i bardzo konsekwentnie potrafiłam przechodzić poszczególne przeszkody w drodze do celu, który sama sobie ustalałam. Początkowo, moją największą pasją była motoryzacja. Wynika to pewnie z tego, że mój Tata był zawodnikiem, kierowcą rajdowym i wyścigowym, więc moje wspomnienia z dzieciństwa to zapach smaru i benzyny (śmiech). Godzinami przesiadywałam z Tatą w kanale, wymieniałam klocki hamulcowe, regulowałam gaźniki. Dzisiaj nie potrafię upiec ciasta, ale klocki hamulcowe – wymienię! Kiedy miałam 10 lat powiedziałam, że zamierzam zostać motocyklowym kierowcą wyścigowym. Rzecz miała miejsce w roku 84 i nie były to czasy, kiedy ktokolwiek uważał, że dziewczynki mogą robić „takie rzeczy”. Dziś uważam, że motoryzacja zaprowadziła mnie do tego punktu, w którym dziś jestem. Bo ja po prostu wierzę, że wszystkie duże i prawdziwe osiągnięcia rodzą się z wielkiej pasji. Tylko wtedy ma to sens!
Kiedy wystartowałam w rajdzie Dakar, czyli największej, najtrudniejszej i najcięższej imprezie motoryzacyjnej na świecie, to chyba nikt nie dawał mi szans, że w ogóle przetrwam tam dłużej niż jeden dzień, no góra tydzień. I kiedy utknęłam na wydmie w środku Sahary to pomyślałam sobie, że z tego całego rajdu najciekawsze jest to „bycie w drodze”, ludzie, widoki, przemieszczanie się, walka o przetrwanie, determinacja, siła którą trzeba się wykazać. Że ta rywalizacja sportowa najmniej mnie z tego wszystkiego interesuje, że chciałabym pokazywać takie prawdziwe emocje i prawdziwą walkę, która nie toczy się na czele stawki, tylko w ogonie. I to był pierwszy „błysk”, żeby zacząć robić programy dokumentalne i podróżnicze, przygodowe.
A nurkowanie i góry? To są przecież zupełnie dwa inne światy, dosłownie i w przenośni
- Jest jedna rzecz która je łączy – ciśnienie. W górach spada wraz ze wzrostem wysokości, podczas nurkowania natomiast rośnie przy coraz większej głębokości. I trzeba umieć sobie i z jednym, i z drugim poradzić.
Ludzie którzy kochają góry i coś już w nich osiągnęli zazwyczaj koncentrują się tylko na górach. Ty sporo osiągnęłaś w bardzo różnych dziedzinach.
- Nie traktuję tego w kategoriach osiągnięć, bo na tle osób, które spotkałam w swoim życiu to nie są żadne osiągnięcia! Raczej wykazałam się determinacją i ogromnym uporem. Po prostu kiedy się czymś w życiu zajmuję to wkładam w to całe serce i staram się konsekwentnie osiągać założony cel.
Akurat góry „odkryłam” bardzo późno. A szkoda, bo gdybym zaczęła wędrować po górach kiedy byłam dorastającą dziewczyną, to znacznie wcześniej bym zrozumiała, że właśnie TO kocham najbardziej.
Gdybyś miała w kilku słowach określić samą siebie, gdybym cię zapytała kim jesteś to…
- Jestem człowiekiem czynu. Osobą, która ma odwagę marzyć i spełniać swoje marzenia. A, wbrew pozorom, żeby marzyć, też trzeba mieć odwagę. Bo wiele osób, zanim jeszcze dopuści pewne myśli do głosu, już z tych marzeń rezygnuje.
A co dziś myśli Martyna Wojciechowska o Martynie sprzed lat, Martynie prowadzącej Big Brothera?
- W środku była tą samą osobą, ale na zewnątrz wyglądała inaczej. Ja zawsze byłam nieskomplikowaną dziewczyną, która lubiła chodzić w wojskowych ciuchach, w męskich butach i jeździć motocyklem. Odkąd pamiętam, interesowało mnie proste życie blisko natury, ale na pewnym etapie mojej pracy zawodowej tak się złożyło, że dostałam propozycją nie do odrzucenia - zaproponowano mi żebym poprowadziła największy wtedy projekt telewizyjny, czyli „Big Rothera”. Wtedy za cholerę nie wiedziałam co to oznacza. Ktoś powiedział, że muszę pewne rzeczy zmienić, że powinnam inaczej wyglądać, bo panie z telewizji chodzą w butach na obcasie i powinny wyglądać szczupło. Dziś bym się z tego uśmiała, ale 12 lat temu to my robiliśmy eksperyment i uczyliśmy się „na sobie” jak robić nowoczesną telewizję. Trochę mnie bawi, że byłam taka...wyfiokowana, trochę plastikowa.
A co Marysia zmieniła w twoim światopoglądzie?
- Kiedy nawet zaczynam myśleć o Marysi to od razu zmienia mi się stan ducha, robię się bardziej miękka, ciepła, łagodnieję... I to jest najbardziej niesamowite doświadczenie w moim życiu! Początkowo trudno było mi pogodzić się z nową rolą. Nie miałam pojęcia jak ma wyglądać moje życie i czy teraz jestem już tylko mamą, czy ja jeszcze mogę być dziennikarką i podróżniczką? Poprzez macierzyństwo jeszcze bardziej otworzyłam się na ludzi, zaczęłam inaczej patrzeć na ludzkie wybory. I gdybym nie była mamą to pewnie by nie powstał program „Kobieta na krańcu świata”, którym stał się moim najważniejszym projektem, a realizuję go od ponad 6 lat, dokładnie tyle, ile lat ma Marysia.
Zapewne masz mnóstwo pomysłów dotyczących twojej aktywności zawodowej na najbliższą przyszłość, zdradzisz nam kilka z nich?
- Pomysłów mam więcej niż możliwości ich zrealizowania. Kiedyś z dużym wyprzedzeniem planowałam co będę robiła w tym tygodniu, miesiącu, miałam listę priorytetów na każdy rok. Ale okazało się, że życie jest dziwniejsze niż fikcja, więc przestałam się kurczowo trzymać planu.
Nie wiem czy powstanie siódmy sezon programu „Kobieta na krańcu świata“, ale na pewno zamierzam spełnić jeszcze kilka marzeń i pojechać z kamerą w miejsca, w które nie dotarłam wcześniej. Jestem redaktor naczelną „National Geographic” i „Travelera”, mam w głowie kolejną książkę do napisania. Krotko mówiąc – raczej się nie nudzę! (śmiech)
Fot. Archiwum PKP
Martyna Wojciechowska, gość specjalny polonijnego Balu Podróżnika. Trzeba mieć odwagę marzyć!
2015-01-24
18:11
Już niebawem spragnieni opowieści o podróżach będą mogli osobiście poznać Martynę Wojciechowską - słynną polską dziennikarkę telewizyjną, redaktor naczelną polskiego wydania National Geographic. Będzie gościem XVIII balu podróżnika, który odbędzie się pod honorowym patronatem Ambasadora RP. Martyna Wojciechowska, tuż przed przyjazdem do Nowego Jorku udzieliła wywiadu, który przeprowadzili z nią Polonijny Klub Podróżnika.