Dramat rozpętał się tuż po godzinie 18, kiedy nagle w tunelu, jedynej drodze prowadzącej do wyjścia, wybuchła panika.
Największa na świecie impreza z muzyką techno, która miała miejsce w sobotę w Duisburgu w zachodnich Niemczech, będzie długo opłakiwana. Część z uczestników parady próbowała wyjść z przepełnionego placu, a inni napierali na wejście. Kilkutysięczny tłum zaczął tratować się nawzajem. Ludzie krzyczeli, deptali po sobie i próbowali wydostać się ze śmiertelnej pułapki, ale z tunelu nie było ucieczki, a wyjścia ewakuacyjne były zamknięte! Dopiero po ich otwarciu ludzie mogli wydostać się na zewnątrz, a ratownicy udzielić pomocy poszkodowanym.
Na miejscu zginęło 16 osób, kolejne 3 zmarły w szpitalu. To niestety nie koniec ofiar - 342 osoby zostały ranne. Niektóre wciąż walczą o życie. Wśród ofiar nie ma Polaków.
- Ból i cierpienie spowodowane podczas spokojnego święta młodych ludzi z wielu krajów jest straszne - powiedział tuż po tragedii Christian Wulff (51 l.), prezydent Niemiec.
Pomimo wypadku festiwal trwał nadal. Organizatorzy zabawy bali się kolejnego wybuchu paniki i dlatego nie informowali bawiących się ludzi o tym, co się stało.
Policja bada przyczyny zdarzenia. Wiadomo jednak, że zawinili organizatorzy. Na głównym placu, na którym mogło pomieścić się zaledwie 250 tys. imprezowiczów, bawiło się półtora miliona ludzi! W dodatku na plac prowadziła tylko jedna droga, i to przez tunel, z którego nie było ucieczki. Już zapowiedziano, że kolejnej parady miłości nie będzie.