Prawdziwy horror rozegrał się na położonej u wybrzeży Oslo wyspie Utoya, gdzie przebywało kilkaset osób - głównie uczestników zjazdu młodzieżówki socjaldemokratycznej Partii Pracy. Zamachowiec przebrany w policyjny mundur z zimną krwią strzelał do kolejnych osób.
Według relacji świadków, Anders Behring Breivik prosił ludzi, by podeszli do niego i wtedy otwierał ogień. Podobno po oddaniu pierwszego strzału "dla pewności" strzelał po raz drugi w głowę ofiary. - Aby nie zginąć, udawaliśmy martwych - opowiadają ci, którzy przeżyli.
Wyspa Utoya była rajem, jest piekłem
Wyspa Utoya była do wczoraj ulubionym miejscem weekendowych wypadów Norwegów. - Do tej pory kojarzyła mi się z rajem. Teraz będzie dla nas piekłem - powiedział premier Norwegii Jens Stoltenberg.
Sam premier, wywodzący się zresztą z Partii Pracy, zapowiedział też, że mimo ogromu tej tragedii Norwegia się nie zmieni. - Nie damy się zastraszyć - oświadczył szef norweskiego rządu.