Hakamada miał popełnić brutalne morderstwo w 1966 roku. Zawodowy bokser pracował wówczas w jednej z fabryk sosu sojowego. Został oskarżony o zabicie swojego szefa, dyrektora fabryki, oraz trzech członków jego rodziny. Za poczwórne morderstwo dostał wyrok śmierci. Zaczął go odsiadywać w 1968 roku. Od początku zaprzeczał, jakoby miał zabić, nigdy nie przyznał się do winy. Co więcej, twierdził, że obciążające go zeznania podpisał pod wpływem gróźb i przemocy, jaką mieli wobec niego stosować przesłuchujący go policjanci.
Jest na wolności, wkrótce zostanie stracony?
Hakamada w celi śmierci przesiedział do 2014 roku. Wtedy został wypuszczony, wyrok śmierci został zawieszony i zdecydowano o wznowieniu procesu. Wszystko dzięki nowym dowodom w postaci wyników testów DNA. Te potwierdziły bowiem, że krew na ubraniach, jakie po śmierci czterech osób znaleziono na terenie fabryki, w kadzi z sosem sojowym, nie należała do oskarżonego. Na tym jednak ta historia się nie kończy. Jak podaje PAP, w wyniku apelacji złożonej przez prokuraturę w 2018 roku, Sąd Najwyższy w Tokio zakwestionował wiarygodność testów DNA i uchylił decyzję z 2014 r., ale nie skierował Hakamady z powrotem do więzienia. Potem było pasmo apelacji i odwołań i ostatecznie w 2020 roku sąd w Tokio orzekł, że proces należy powtórzyć.
W Japonii wciąż wyroki śmierci. Przez powieszenie
Prokuratura stoi na stanowisku, że zrobi wszystko, by doprowadzić do wyroku skazującego i ostatecznie do wykonania kary śmierci. Decyzje w tej sprawie powinny zapaść w ciągu najbliższych kilku miesięcy. PAP przypomina, że Japonia jest jednym z nielicznych krajów wysoko rozwiniętych, w których wciąż obowiązuje kara śmierci. Wyroki wykonywane są przez powieszenie, zazwyczaj wiele lat po ich wydaniu. Władze informują skazanych o egzekucji z zaledwie kilkugodzinnym wyprzedzeniem.