Młodzież w Bridgend wszelkie niepowodzenia, rozstanie z partnerem, kłopoty w szkole itp. zaczęła rozwiązywać w ten sam sposób - wieszając się, zwykle na pasku od spodni. Koszmarne zjawisko nazwano już "kultem samobójców". Wszystko działa na zasadzie "łańcuszka" - każdy z samobójców zna przynajmniej jednego innego i tak zalecenia, jak skutecznie się zabić, docierają do kolejnych młodych osób.
Sytuacja w pogrążonym w żałobie mieście wymknęła się spod kontroli. Całe Bridgend, w którym żyje zaledwie 40 tysięcy osób, zamiera ze zgrozy za każdym razem, kiedy okazuje się, że znaleziono ciało kolejnej ofiary przerażającego "kultu samobójców". Rodzice nastolatków są zrozpaczeni, tym bardziej że na razie ani policja, ani psychologowie, ani inni specjaliści nie są w stanie zatrzymać tego tragicznego łańcuszka.
- Musimy za wszelką cenę zapobiec kolejnym tego typu tragediom i rozwiązać zagadkę śmierci tych młodych ludzi! - postawił sprawę jasno Mark Adams, prokuratorz Bridgend.