„Super Express”: – Pierwsze marzenie Michała Siwca?
Michał Siwiec: – Coż… dość banalne… chciałem mieć rower i żeby rodzice pozwolili mi grać w piłkę. Piłka nożna to moja największa pasja. Gdy byłem młody każdą wolną chwilę spędzałem na boisku. Pierwsze i drugie porządne lanie też dostałem za grę w piłkę, dopiero trzecie za „kradzież” motocykla. Właściwie to sobie go pożyczyłem, bo chciałem pojeździć. No i pojeździłem… nie umiałem się zatrzymać, więc jeździłem aż się skończyło paliwo. Miałem wtedy 9 (śmiech)
A Ameryka? To fascynacja nią jest powodem że tu przyjechałeś?
– To nie fascynacja, a raczej brak akceptacji dla ówczesnego systemu w Polsce. Nie chciałem tam zostać.
Byłeś kiedyś biedny? Boisz się biedy?
– Nie, nigdy nie byłem biedny, a przynajmniej nie pamiętam żeby brakowało mi pieniędzy. Rozpoczynając i prowadząc biznes nigdy nie myślałem o pieniądzach. Robiłem to, co uważałem za konieczne. A teraz dbam, by nie stracić tego, co mam.
Masz kilka biznesów. Ile godzin spędzasz w pracy?
– Około 70 tygodniowo.
A ufasz swoim pracownikom?
Czasem za bardzo…
Brałeś lekcje zarządzania? Od kogo uczyłeś się biznesu ?
– W wieku 23 lat miałem już własny biznes. Zawsze chciałem pracować „na swoim”. Na naukę nie było czasu. Obserwuję innych, słucham rad i ciągle jestem otwarty na to, co ludzie mówią o biznesie. Wciąż uczę się czegoś nowego.
Doświadczyłeś nielojalności?
– Tak, jednak smutek z tym związany szybko minął, bo zawsze mam w pamięci to, co dobrego w życiu dostałem. A dobrych rzeczy dostałem o wiele więcej…
A czego w życiu nie dostałeś ?
– Tylko tego co sam przegapiłem lub nie chciałem wziąć (śmiech).
Umiesz dochować tajemnicy?
– Prywatność ma dla mnie dużą wartość, dlatego zawsze staram się być dyskretny i nie zdradzać tajemnic innych. Dotyczy to zarówno życia biznesowego jak i prywatnego. To bardzo ważna cecha, szczególnie w biznesie.
Jak mieszka Człowiek Roku?
– W domu swoich marzeń. Piękna okolica, własne boisko do piłki i Mel Gibson w roli sąsiada… lubię swój dom.
A zazdrościsz komuś czegoś?
– Messiemu, że lepiej gra w piłkę. (śmiech)
No tak, znów ta piłka… Wymieńmy twoje sukcesy i w tym obszarze.
– Największy to taki, że wciąż gram i podobno nawet nieźle. Jeszcze 10 lat temu grałem w Open dwa mecze w ciągu jednego dnia. Jestem Mistrzem Ameryki +40, 3-krotnym Mistrzem turnieju Polish-American – najwiekszego turnieju polonijnego w Stanach, kilkukrotnym Mistrzem Wschodniego Wybrzeża, Mistrzem Stanów Zjednoczonych Veterans Cup i wielu innych prestiżowych turniejów.
Rzeczywiście jest się czym pochwalić, ale czemu sukcesy przyszły dopiero po 40-tce?
– Hm… zacząłem się rozkręcać (śmiech). A tak na poważnie: piłka to moja wielka pasja, ale musiałem przecież jakoś żyć, pracować, zarabiać. Ilu młodym chłopakom, którzy kochają grać udaje się zostać wielkimi piłkarzami na skalę Messiego czy Ronaldo. Ja jestem w tej grupie, którym się nie udało, ale piłkę kocham nadal. Miałem też dużo szcześcia. Przez wszystkie lata, kiedy gram, nie odniosłem właściwie poważnej kontuzji i teraz to procentuje.
Masz jakiś idoli piłkarskich, ulubiony klub?
– Długo nie miałem zespołu, któremu byłbym wierny, bo lubię po prostu dobrą piłkę. Często kibicowałem drużynom, w których grali Polacy. Najpierw Liverpool z Jerzym Dudkiem, a obecnie Manchester United z Kuszczakiem. Zresztą Kuszczaka poznałem osobiście.
Znasz jakieś inne sławy światowego futbolu? Uczestniczyłeś w ważnych wydarzeniach sportowych?
– Uczestniczyłem osobiście w kilku ważnych meczach: w 2010 Manchester United–Chelsea i Manchester United – Bayern Monachium, w 2011 w finale Ligii Mistrzów na Wembley: Manchester United–Barcelona. Fantastyczny mecz!
Ale przegrany przez Manchester United. Jak czuje się kibic gdy jego drużyna przegrywa w takim meczu?
– Porażkę przyjąłem z pokorą, bo Barca była w tym meczu nie do ogrania. Na osłodę po meczu miałem okazję uczestniczyć w bankiecie z drużyną Manchesteru. Miałem przyjemność osobiście poznać i rozmawiać z Neville’m, Scholes’em, Rooney’em, Giggs’em, Ferdinand’em, Vidic’em, Carrick’em no i zobaczyć ich piękne żony (śmiech). W sumie to już sam nie wiem, co było bardziej ekscytujące… żartuję. Poznałem też właścicieli MU i krótko rozmawiałem z Fergusonem, który pytał mnie skąd jestem. Ja mu na to, że z Polonia NY. A on: znam New York, może kiedyś przyjadę Was trenować. Naprawdę miałem frajdę być wtedy razem z nimi, mimo przegranej. Dziękuję Kuszczakowi, bo to on mnie zaprosił.
Wiem, że znasz również wielu polskich piłkarzy i trenerów.
– Tak. Kazimierz Górski gościł u mnie w Nowym Jorku, Tomaszewski, Lato, Sarmach, Piechniczek, Janas, Lubański… Mój dom zawsze jest otwarty dla świata piłki, takie spotkania dają mi dużo radości. Jestem zaszczycony, że mogę ich gościć u siebie.
Zostały jeszcze jakieś marzenia sportowe?
– Pewnie! Chcę nadal grać w drużynie gdy skończę 65 lat i odnosić sukcesy. I jeździć na nartach do grobowej deski. Narty to mój drugi wielki bakcyl. Nieźle też gram w ping-ponga. A i w graniu na nerwach jestem ponoć niezły (śmiech).
Klub Polonia to biznes czy hobby?
– Na pewno hobby. Od 14 lat jestem Prezesem tego klubu z 50 letnią tradycją. Do tej pory nie zarobiłem dolara na Polonii. Ale mam z tego dużo frajdy, jestem naprawdę dumny z chłopaków i cieszę się, że mogę z nimi grać. Jest ze mną kilku ważnych partnerów tego przedsięwzięcia, zaangażowanych w klub. Dzięki nim wciąż gramy, mamy cztery drużyny i odnosimy sukcesy. Cała moja rodzina uwielbia piłkę nożną. Chcę wspierać Polonię NY i sport polonijny jak długo zdrowie mi na to pozwoli – czyli długo.
Ważni ludzie, których spotkałeś?
– Najważniejsza jest rodzina, to moja ostoja. Spotkałem wielu życzliwych ludzi, miałem do ludzi szczęście. Wielu było bardzo otwartych i szczerych. Ceniłem ich rady i korzystałem z nich. To pomogło mi znaleźć się w tym miejscu, w którym jestem.
Przepis na sukces?
– Nie patrz wstecz, doceniaj co masz, nie wybiegaj za daleko w przyszłość.
Co robisz w wolnym czasie?
– Tym którego nie mam… (śmiech). W wolnym czasie koszę trawę i gotuję. Uwielbiam eksperymentować w kuchni. I nawet mi smakuje to, co gotuję.
Z czego jesteś najbardziej dumny?
– Żona, dzieci, rodzina są dla mnie wielką dumą. Dużo satysfakcji daje mi też pomaganie innym. Cieszę się, że mimo całego zabiegania znajduję czas na pomaganie innym.
Jesteś dobrym ojcem?
– Mógłbym być lepszym…
Jakich rad udzielisz swojemu synowi kiedy będzie szukał kobiety dla siebie?
– Chciałbym żeby mnie zapytał. To będzie fajna męska rozmowa.
A jakiej kobiety ty szukałeś?
– Kobieta musi umieć zadbać o dom i dzieci. To priorytet. Ja taką znalazłem i jestem z nią do dziś. Synowi będę życzył równie udanego małżeństwa.
Podobasz się kobietom?
– Dziś myślę, że kiedyś się podobałem, ale nie zdawałem sobie z tego sprawy. A teraz jest już za późno (śmiech).
Czy twoje kobiety mogą mieć do Ciebie zaufanie?
– Tak. Mogą mi ufać.
Przyniosłeś kiedyś śniadanie do łóżka?
– Hmm… wiecej razy niż mi przyniesiono.
Jakie kobiety lubisz?
– Otwarte na świat, eleganckie i o dużej kulturze. Cenię naturalny wdzięk i skromność.
Co cię w życiu wzrusza?
– Ludzkie szczeście.
Jest coś co cię w życiu zaskoczyło?
– To, że udało mi się osiągnąć więcej niż oczekiwałem.
Masz wielu przyjaciół?
– Chciałbym mieć więcej. Takich prawdziwych.
Twoja rada dla tych, którzy chcą osiągnąć sukces?
– Nie wracać do tego co się nie udało. Porażki są częścią naszego życia i są nieuniknione. Jak się zdarzą, to nie trzeba ich trzymać zbyt długo w głowie, szukać winnych. Trzeba iść dalej.
Każdy sukces ma swoją cene. Jaka jest twoja?
– Zbyt mało czasu spędzam z rodziną. Ubolewam nad tym.
rozmawiała Joanna Maj
Michał Siwiec, Człowiek Roku, Pulaski Association of Business and Professional Men, Inc.
2012-03-10
7:00
Organizacja Pulaski Association of Business & Professional Men ponownie wybrała Człowieka Roku. Tytuł ten został w tym roku przyznany Michałowi Siwcowi – biznesmenowi, filantropowi i wielkiemu fanowi piłki nożnej. O tej i innych pasjach opowiada nam w obszernym wywiadzie, w którym każde – nawet najbardziej osobiste pytanie – nie zostało bez odpowiedzi.