Jeszcze przed zaprzysiężeniem i balem spekulowano, że Michelle postawi na amerykańską markę, ale nie przewiedziano, że będzie to ten sam projektant. Niemniej jej wybór był trafny. Jak oceniają kreatorzy i specjaliści od mody, wyglądała olśniewająco, elegancko i wzbudzała wielki podziw.
W poniedziałek wieczorem Michelle pojawiła się obok męża na parkiecie w pięknej, długiej lejącej się do ziemi czerwonej sukni, która odkrywała jej ramiona. Cztery lata wcześniej jej suknia - zaprojektowana również przez Wu - była biała.
Sam nowojorski projektant nie ukrywał zaskoczenia, że po raz drugi został tak wyróżniony przez Michelle Obamę. Przyznał, że proponując jej tę kreację, zasugerował się kolorem.
- Czerwony to bardzo wyrazisty kolor, świadczący o sile, pewności siebie. Dlatego też go wybrałem, kiedy zostałem poproszony kilka miesięcy temu o zaprojektowanie kreacji. Nie podejrzewałem jednak, że akurat mnie wybierze. Jestem bardzo dumny - powiedział Wu.
Poniedziałkowej nocy Michelle miała na nogach buty Jimmy Choo, który również jest jej ulubionym projektantem. Z kolei jej dłoń zdobił pierścionek z diamentem, zaprojektowany i ręcznie wykonany przez Kimberly McDonald.
Tak ubrana zatańczyła z mężem do piosenki "Let's Stay Together", którą wykonała Jennifer Hudson.
Ale i przed wyjściem na parkiet pani prezydentowa zachwyciła krytyków kreacją. Na zaprzysiężeniu pojawiła się bowiem w szytym na miarę szarym płaszczu i sukience Thoma Browne'a, specjalizującego się w modzie dla panów. Co ciekawe, tkanina, z której wykonano płaszcz, i jego krój, zostały stworzone w oparciu o wzór męskiego, jedwabnego krawata. Do tego pierwsza dama założyła pasek i fioletowe skórzane rękawiczki z kolekcji J. Crew. Na nogach z kolei miała wykonane na miarę czarne kozaki na szpilce projektu Reeda Krakoffa.