Jak podaje Fox News, Christine Bolden zasłabła dokładnie 1 marca na spacerze ze swoim partnerem i 3-letnim synkiem. Okazało się, że podczas rodzinnej przechadzki doszło do pęknięcia tętniaka. Pięć dni później lekarze ze szpitala w Michigan uznali, że mózg Christine jest martwy. Mimo to postanowiono podtrzymać jej ciało przy życiu, aby uratować jej nienarodzonych dwóch chłopców. Dzieci przyszły na świat 5 kwietnia po zaledwie 25-tygodniowej ciąży. Jeszcze przed śmiecą kobieta wybrała imiona dla swoich jeszcze nienarodzonych dzieci. Maluchom zgodnie z wolą matki nadano imiona - Nicholas i Alexander. Od maszyn podtrzymujących życie odłączono ją tuż po porodzie. Cała rodzina, od momentu wypadku modliła się o to, żeby dzieci urodziły się zdrowe. - Przez cały ten czas gładziliśmy ja po brzuchu i mówiliśmy do dzieci - opowiada wzruszona ciocia Christine Danyell Bolden. - Z jednej strony czekaliśmy na moment, kiedy chłopcy będą już z nami, a z drugiej wiedzieliśmy, że dla Christine będzie to definitywny koniec - przyznała Danyell Bolden, dodając, że to i tak cud, że "Bóg ocalił chłopców".
Nicholas i Alexander przyszli na świat jako wcześniak, znajdują się obecnie pod specjalną opieką. Ważą mniej niż kilogram. Lekarze czuwający nad zdrowiem dzieci mówią jednogłośnie, że przypadek Christine był absolutnie wyjątkowy. - Niemal każdy rodzic oddałby życie za swoje dziecko, ale w takich przypadkach trzeba zadać sobie pytanie, czy nie spowodujemy więcej problemów - powiedział Dr Cosmas Vandeven. Dodał, że 70 proc. dzieci urodzonych w 25. tygodniu życia przeżywa, ale wiąże się to z długotrwałymi komplikacjami zdrowotnymi. - Oczywiście, mamy nadzieję, że chłopcy przeżyją, ale jest zdecydowanie za wcześnie na jakiekolwiek pewne prognozy - dodał.
Jak podaje Fox News, Christine Bolden zasłabła dokładnie 1 marca na spacerze ze swoim partnerem i 3-letnim synkiem. Okazało się, że podczas rodzinnej przechadzki doszło do pęknięcia tętniaka. Pięć dni później lekarze ze szpitala w Michigan uznali, że mózg Christine jest martwy. Mimo to postanowiono podtrzymać jej ciało przy życiu, aby uratować jej nienarodzonych dwóch chłopców. Dzieci przyszły na świat 5 kwietnia po zaledwie 25-tygodniowej ciąży. Jeszcze przed śmiecą kobieta wybrała imiona dla swoich jeszcze nienarodzonych dzieci. Maluchom zgodnie z wolą matki nadano imiona - Nicholas i Alexander. Od maszyn podtrzymujących życie odłączono ją tuż po porodzie. Cała rodzina, od momentu wypadku modliła się o to, żeby dzieci urodziły się zdrowe. - Przez cały ten czas gładziliśmy ja po brzuchu i mówiliśmy do dzieci - opowiada wzruszona ciocia Christine Danyell Bolden. - Z jednej strony czekaliśmy na moment, kiedy chłopcy będą już z nami, a z drugiej wiedzieliśmy, że dla Christine będzie to definitywny koniec - przyznała Danyell Bolden, dodając, że to i tak cud, że "Bóg ocalił chłopców".
Nicholas i Alexander przyszli na świat jako wcześniak, znajdują się obecnie pod specjalną opieką. Ważą mniej niż kilogram. Lekarze czuwający nad zdrowiem dzieci mówią jednogłośnie, że przypadek Christine był absolutnie wyjątkowy. - Niemal każdy rodzic oddałby życie za swoje dziecko, ale w takich przypadkach trzeba zadać sobie pytanie, czy nie spowodujemy więcej problemów - powiedział Dr Cosmas Vandeven. Dodał, że 70 proc. dzieci urodzonych w 25. tygodniu życia przeżywa, ale wiąże się to z długotrwałymi komplikacjami zdrowotnymi. - Oczywiście, mamy nadzieję, że chłopcy przeżyją, ale jest zdecydowanie za wcześnie na jakiekolwiek pewne prognozy - dodał.