W polskiej dzielnicy już od dawna kręci się coraz więcej produkcji: filmowych, serialowych a nawet i talk-show. Widok potężnych ciężarówek ekip filmowych czy plakaty informacyjne o kolejnym dniu zdjęciowym i zakazie parkowanie, wpisały się w greenpoincki krajobraz na dobre. Sytuacja jednak, zdaniem mieszkańców, mocno wymknęła się spod kontroli i filmowcy zbyt bardzo paraliżują życie w dzielnicy.
W reakcji na coraz liczniejsze skargi Joe Lentol, poseł stanowy reprezentujący w Albany Greenpoint, przedłożył projekt ustawy, która stworzyłaby więcej stref zakazanych dla filmowców (tzw. no-film zones).
Kilka już istnieje w dzielnicy, ale zdaniem mieszkańców, to zdecydowanie za mało. Zaproponowane nowe zakazane miejsca to obszar McGuinness Boulevard pomiędzy West Street a Kent Stree oraz okolice Manhattan Ave., Kingsland Ave. i Driggs Ave.
– Nie mówię, żeby zakazać kręcenia zdjęć na Greenpoincie czy w innej dzielnicy miasta. Przemysł filmowy się rozwija i to bardzo dobrze, ale nie zapominajmy, że nie może się to odbywać kosztem mieszkańców. Greenpoint to rodzinna dzielnica, a potężne wozy ekip filmowych i ekipy filmowców wprowadzają naprawdę duże zamieszanie – argumentuje Joe Lentol.
Podobny problem, i zmęczenie nim, zaczynają również odczuwać mieszkańcy Ridgewood, gdzie również kręci się coraz więcej filmów i seriali.
Mieszkańcy Greenpointu mają filmowców po dziurki w nosie
2015-12-11
1:00
Na początku widok kamer, a niekiedy serialowych aktorów czy nawet gwiazd Hollywood, był ekscytujący. Ale kiedy ekipy filmowców zaczynają coraz częściej paraliżować i mocno uprzykrzać życie, chociażby poprzez zakazy parkowania, to już przestaje być fajne i staje się po prostu nieznośne. Mieszkańcy Greenpointu mają filmowców po dziurki w nosie.