Poraził nas wszystkich swoim ekspresyjnym tańcem do piosenki "Jozin z Bazin". Kiedy przyjechał do Polski w 2008 roku wraz z Ivanem Mladkiem, wszyscy go prosili, by jeszcze raz pokazał te wygibasy. I pokazywał, tańczył jak w teledysku sprzed ponad 30 lat. "Super Expressowi" opowiadał, jak kocha życie, że uwielbia swoją żonę, dom, spacery z psami i pracę w ogrodzie. Tyle było w nim radości, energii! Dlatego nikt nie spodziewał się, że niedługo może nastąpić to najgorsze.
To miała być zwykła operacja wszczepienia by-passów. Jego żona Milada zapytana przez czeski dziennik "Aha", czy były jakiekolwiek obawy, że się nie uda, odpowiedziała: - Żadne! Traktował to jako rutynową operację, banał. Żadnemu z nas nie przyszło do głowy, że rozmawiamy ostatni raz - mówi ze łzami w oczach.
Ale niestety organizm Ivo okazał się słaby, muzyk od lat chorował, m.in. miał cukrzycę. Po operacji dostał zapalenia płuc. Nie obudził się.
Wszyscy jednak wierzyli, że z tego wyjdzie... W poniedziałek, po pięciu dniach od operacji, Ivo Pešak zmarł.
- Nie wiem, jak będę teraz żyć. Mąż był moim... wszystkim - mówi Milada Pešakova, która z Ivo przeżyła 30 lat.
Pogrzeb Ivo Pešaka odbędzie się w poniedziałek w kościele św. Jakuba na Zbrasławiu w Pradze. Jak mówi jego przyjaciel Ivan Mladek (69 l.), będą tam wszyscy muzycy, satyrycy, ale grać i śpiewać nie będą: - Wydaje nam się to niegodnym...