Prezydent Jun ogłosił we wtorek stan wojenny, zapowiadając "eliminację sił antypaństwowych" i oskarżając opozycję o paraliżowanie prac rządu oraz sympatyzowanie z komunistyczną Koreą Północną. Wojsko wydało dekret, w którym zakazało działalności politycznej, pracy parlamentu i partii oraz narzuciło kontrolę sztabu zarządzającego stanem wojennym nad mediami, a policja zablokowała wejścia do siedziby parlamentu, przed którą zgromadził się tłum przeciwników wprowadzenia stanu wojennego. BBC informowała, że doszło do przepychanek. Opozycji udało się zwołać sesję parlamentu, na której przy obecności 190 z 300 posłów Zgromadzenie Narodowe przyjęło uchwałę wzywającą do zniesienia stanu wojennego. Wówczas Jun zniósł stan wojenny. Od tego czasu w Korei Płd. wrze.
Ministrowi obrony grozi śmierć?
W środę wczesnym popołudniem czasu polskiego pojawiła się informacja o tym, że minister obrony Korei Płd. Kim Jong Hjun zaoferował swoją dymisję w związku z ogłoszonym, a następnie odwołanym przez prezydenta Jun Suk Jeola stanem wojennym. Opozycyjna Koreańska Partia Demokratyczna (KPD) przedstawiła projekt ustawy dotyczącej impeachmentu Kima, a media zwracają uwagę, że możliwy zarzut zdrady stanu miałby dotyczyć zaproponowania prezydentowi wprowadzenia stanu wojennego. Ministrowi może za to grozić dożywocie lub nawet śmierć.
Chaos w Korei Południowej
Wcześniej w środę media zaczęły pisać, że ministrowie zamierzają masowo zrezygnować ze stanowisk. Premier Han przyznał, że ponosi "pewną odpowiedzialność" za zaistniałą sytuację, a jednocześnie poprosił "wszystkich członków rządu i urzędników państwowych, by wypełniali swoje obowiązki i (poczuwali się do) odpowiedzialności za dobro narodu i ochronę społeczeństwa" - cytuje dziennik "Korea JoongAng" PAP.