Donald Trump o zamachu na swoje życie: "Myślę, że w pewnym stopniu to wina Bidena i Harris. Jestem ich przeciwnikiem"
Od zamachu na Donalda Trumpa minęło dopiero półtora miesiąca, a temat już zdążył zejść z czołówek portali informacyjnych i został nieco zapomniany. W dodatku Kamala Harris zaczęła zyskiwać niewielką co prawda, ale jednak przewagę nad Trumpem w sondażach. Teraz nagle temat został podgrzany przez samego Trumpa - i od razu do czerwoności. Donald Trump powiedział w wywiadzie, że w pewnym sensie można winić Joego Bidena i Kamalę Harris za zamach z 13 lipca! Mocne słowa kandydata republikanów padły podczas rozmowy z psychologiem Philem McGraw. "Nasi ludzie zawsze walczyli o więcej bezpieczeństwa, więcej Secret Service, a on wiedział, że nie mieliśmy tego wystarczająco" - powiedział Trump. "Myślę, że w pewnym stopniu to wina Bidena i Harris. Jestem ich przeciwnikiem. Używali aparatu władzy jako broni przeciwko mnie (...) Nie byli zbyt zainteresowani moim zdrowiem i bezpieczeństwem. To była ich standardowa linia, wystarczy ciągle to mówić i wiesz, że to może zmotywować zabójców czy potencjalnych zabójców. Może ten pocisk był wynikiem ich retoryki" - mówił.
Zamach na Donalda Trumpa. Jak wyglądały wydarzenia podczas wiecu w Pensylwanii?
Zamach na Donalda Trumpa miał miejsce 13 lipca po południu czasu lokalnego w Butler w Pensylwanii. Na wiecu wyborczym Donalda Trumpa niejaki Thomas Matthew Crooks (+20 l.) przez nikogo nie niepokojony zdołał wejść na dach jedynego budynku w bliskim sąsiedztwie sceny z karabinem i strzelić do byłego prezydenta. Kula musnęła mu ucho, Trump był o milimetry od śmierci, ale nic poważnego mu się nie stało. Jak sam stwierdził, przeżył tylko dlatego, że akurat odwrócił się w stronę ekranu z tabelką, choć rzadko to robi. Sprawca został zastrzelony na miejscu przez Secret Service, obecnie oskarżanego przez wiele osób o zaniedbania. Triumfujący Trump już następnego dnia pojawił się na spotkaniu z wyborcami z zabandażowanym uchem.