Mój syn nie jest terrorystą!

2012-08-03 14:00

Sebastian Senakiewicz (24 l.) – Polak, który przebywa w więzieniu od czasu, gdy aresztowała go policja za domniemane planowanie podłożenia bomby w czasie szczytu NATO w Chicago – w środę ponownie stawił się na przesłuchaniu w sądzie. Nasz rodak w dalszym ciągu nie przyznaje się do winy, a jego adwokaci kontynuują walkę o zmniejszenie horrendalnej kaucji dla niego. Tymczasem, dzisiaj „Super Express” rozmawia z Piotrem Senakiewiczem, ojcem młodego Polaka. Opowiada nam on o tym jak znalazł się w Ameryce, jakim dzieckiem był Sebastian. Zdradza nam również co myśli na temat zatrzymania syna.

„Super Express”: – Proszę nam powiedzieć coś o sobie. Jak wasza rodzina znalazła się w Stanach?
Piotr Senakiewicz: – Z wykształcenia jestem kierowcą mechanikiem, po warszawskiej szkole samochodowej. Auta zawsze były moją pasją. W 1993 roku pracowałem w znanej firmie kosmetycznej Cotty z przedstawicielstwem w Warszawie, jeździłem często po całej Europie, ponieważ nie podobało mi się, co się działo wtedy w Polsce, miałem ogromną chęć, by wyemigrować. W dzisiejszej polskiej rzeczywistości też nie bardzo podoba mi się życie, dlatego nie mieszkam tam od lat. Najpierw moja siostra wyjechała do Anglii, a później do Kanady. A ja podążałem jej śladami. Wymarzyłem sobie taki swój American Dream i zacząłem go konsekwentnie realizować. Byłem wychowywany na amerykańskich filmach o kierowcach ciężarówek, jak chociażby „Mistrz kierownicy ucieka” czy „Konwój”. Jeszcze zanim przyjechałem do USA marzyłem, by zasiąść za kierownicą takiej ciężarówki i przejechać całe Stany. I udało mi się. Zamieszkałem w Stanach i przejechałem je swą ciężarówką wzdłuż i wszerz. Nie byłem tylko na Hawajach i na Alasce.

Przyjechał pan ze swoją żoną Urszulą i synem Sebastianem?
– Oni dojechali później. W tym miejscu chciałbym uściślić: nigdy nie miałem ślubu z mamą Sebka. Mimo tego zawsze uważałem i traktowałem Ulę jak swoją żonę. Syn urodził się w Warszawie, jego przyjście na świat było najpiękniejszym dniem w naszym życiu. Kochaliśmy się i byliśmy bardzo szczęśliwi bez tego małżeńskiego papierka. Myślę, że ten fakt bardzo nam pomógł. Kiedy Ula starała się o wizę do Stanów, by do mnie dołączyć, to pytano ją w ambasadzie do kogo jedzie. Ona nie musiała mówić, że przyjeżdża do męża. Nawet powiedziała, że nie wie gdzie jest ojciec Sebastiana, i że zostaje on w Polsce pod opieką babci i jej brata, co było zresztą zgodne z prawdą. Syn dołączył do nas, kiedy miał osiem lat. Gdybyśmy byli małżeństwem, pewnie by jej tu nie wpuszczono.

Jakim  dzieckiem był Sebastian?
– Syn był i jest cudownym dzieckiem.

Jako kierowca ciężarówki rzadko bywał pan w domu, więc chyba kontakt z synem też miał pan rzadki...
– Najwyraźniej przemawia przez panią złośliwość kobieca. Ale ja nie dam się sprowokować. Powiem pani, że kierowcy ciężarówek, a ja szczególnie, mają bardzo dobre i szczodre serca. Bardzo syna kocham i nie mogę o nim rozmawiać bez łez wzruszenia... Większość czasu wolnego od szkoły spędzał ze mną w ciężarówce. Wakacje, ferie....

Jakie były wasze początki w Stanach?
– Przez te lata spędzone razem byliśmy normalną i zgodną rodziną. Oboje z Ulą pracowaliśmy ciężko, by zapewnić synowi wszystko co najlepsze. Chodził do prywatnej katolickiej szkoły podstawowej, później do bardzo dobrego liceum. Nie sprawiał żadnych problemów wychowawczych.

Całość wywiadu: w bieżącym wydaniu „Super Expressu”

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki