Pani Su Yon mieszka w jednej z niedużych miejscowości chińskiej prowincji Yunnan. Historia jej zakupu od kilku dni krąży po mediach na całym świecie. Czemu? Okazało się, że wiedziona dobrym sercem, postanowiła zakupić od handlarza przy drodze zwierzaka, który okazał się być zdecydowanie czymś innym, niż myślała. Kobieta była pewna, że nabyła szczeniaka mastifa tybetańskiego, tymczasem jej pupil z każdym miesiącem coraz bardziej przypominał jej... niedźwiedzia! Gdy zaczął poruszać się na tylnych łapach, przekroczył wagę 100 kg (zjadał codziennie "pudełko owoców i dwa wiadra makaronu") zaczęła się poważnie niepokoić.
- Im bardziej rósł, tym bardziej przypominał niedźwiedzia (...) A ja trochę boję się niedźwiedzi - zaskakująco wyznała w jednym z wywiadów.
Choć, jak podkreślała, bardzo zżyła się ze swoim zwierzakiem, postanowiła zgłosić swoje podejrzenia do odpowiednich służb. Te szybko stwierdziły, że istotnie jej pupil to jednak niedźwiedź, i przekazały go pracownikom do Leśnego Biura Bezpieczeństwa Publicznego. Ci uśpili zwierzaka (na czas transportu) i wypuścili go na łono natury "w bezpiecznym miejscu".