Jak przyjęła Pani propozycję objęcia placówki w Nowym Jorku?
- Ta propozycja była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Tym bardziej, że nie wnioskowałam o objęcie misji na placówce w Konsulacie Generalnym w Nowym Jorku. Spodziewałam się, że do wakacji 2015 roku będę pełniła funkcję Ambasadora RP przy Radzie Europy w Strasburgu, w spokojnej jeszcze do stycznia Francji. Minister spraw zagranicznych nie wspominał wcześniej, że ma pomysł dla mnie i dla Nowego Jorku. Zadzwonił w połowie sierpnia i zaproponował objęcie stanowiska Konsula Generalnego na Manhattanie.
Długo się pani zastanawiała?
- Nie miałam czasu do namysłu. Minister chciał abym odpowiedziała niemal natychmiast. Więc, będąc wierna zasadzie, że w życiu bardziej się żałuje tych rzeczy, których się nie zrobiło niż tych, które się zrobiło, propozycję objęcia placówki w Nowym Jorku przyjęłam. Zapytałam tylko od kiedy, a w słuchawce padła odpowiedź - od października. Nie mogłam się jednak na to zgodzić, ponieważ chciałam dopiąć na ostatni guzik sprawy, które miałam rozpoczęte w Strasburgu. Sytuacja była o tyle dziwna, że w Strasburgu udało mi się znaleźć lokum na nową rezydencję a kiedy wieszałam ostatnią lampę dostałam nową propozycję...
Jak na zmianę w pani życiu zareagowała rodzina - mąż i dzieci?
- Mąż nie był szczególnie zadowolony. Wydamy chyba fortunę na bilety lotnicze w przeciwieństwie do dorosłych już dzieci, które przez najbliższe cztery lata będą miały świetną bazę wypadową na wakacje i będą pewnie odwiedzać mamę w Nowym Jorku. Obecnie każdy dzień zaczynam od rozmowy z mężem na Skype. Rozmawiamy ze sobą od 30 lat, więc nie zamierzamy tego zmieniać. Z dziećmi też jestem w ciągłym kontakcie.
Kiedy pierwsza wizyta rodziny?
- Już za kilka dni przylatuje do mnie mąż, który - co prawda - był wcześniej w Stanach, ale jednak nigdy nie odwiedził Nowego Jorku. Więc będę musiała go przekonać do tego miasta. Myślę, że nie zajmie mi to więcej niż jeden dzień. Będziemy chcieli poznać Nowy Jork od innej strony - nie będziemy chodzić utartymi szlakami turystycznymi. Będziemy iść po prostu przed siebie i chłonąć miasto. Pierwszą rzeczą, jaka mu pokażę będzie oczywiście okazały budynek konsulatu RP…
W Nowym Jorku jest pani od początku grudnia. Jak spędzała pani święta?
- To był bardzo trudny dla mnie okres. Były to pierwsze święta w mim życiu, które spędziłam bez męża i dzieci, w obcym kraju. Całe szczęście mam dalszą rodzinę, która mieszka w Rhode Island i tam spędziłam święta. Byłam również w polskiej parafii na mszy.
A była pani już na Greenpoincie?
- Oczywiście, i co więcej będę tam wpadła bardzo często, bo okazało się, że są tam świetnie polskie sklepy, które oferują świeże produkty prosto z Polski z bardzo miłą obsługa. Kilka dni temu zrobiłam mężowi listę produktów, by przywiózł je z Polski. Po wizycie na Greenpoincie stwierdziłam, że nie ma takiej potrzeby - w polskich sklepach jest wszystko. Nawet polski twarożek oraz masło i ogórki kiszone, za którymi przepadam i śledzie, które uwielbiam.
Czy zadomowiła się już pani w metropolii?
- Obecnie przemeblowują mój gabinet przy Madison Avenue i 37 ulicy na Manhattanie i szukam mieszkania. W tym, w którym mieszkała moja poprzedniczka, kończy się umowa. Dla mnie najważniejsze jest to, by moje nowe lokum było położone w bliskiej odległości od konsulatu. Do pracy będę chodziła na piechotę, szkoda czasu na dojeżdżanie.
A oglądała już pani jakieś nowojorskie mieszkania?
- Tak i muszę powiedzieć, że byłam bardzo zaskoczona. Agentka pokazała mi mieszkanie w sumie całkiem przyzwoite, jednak kuchnia była mniejsza niż szafa 2 na 2 metry. Gdy skomentowałam przy agentce, że kuchnia jest taka bardzo przytulna… ona zapytała czy ja gotuję. Odpowiedziałam stanowczo, że tak. Agentka na to, że gotowanie teraz wraca do mody. Uśmiechnęłam się, bo moim zdaniem w Polsce nigdy z mody nie wyszło. Ja uwielbiam gotować. Problem polega na tym, że nie mam dla kogo w obecnej sytuacji. Jednak zawsze się jakieś rozwiązanie znajdzie. W Strasburgu wpadał do mnie do domu ambasador Niemiec z rodziną - oni uwielbiali żurek. Myślę, że i tu na nowojorskiej palcówce znajdą się amatorzy mojej kuchni.
Podróżowała już pani nowojorskim metrem?
- Po Nowym Jorku poruszam się dość swobodnie. Ku zdziwieniu mojego kierowcy jeździłam już metrem. Miasto i komunikacja miejska jest przyjazna i z powodzeniem można sobie ją oswoić dość szybko. Trzeba tylko pamiętać, że niektóre pociągi są ekspresowe i nie zatrzymują się na każdej stacji, na której akurat chcemy wysiąść. Ale i tego się nauczę. Myślę, że z podobnymi problemami spotykali się na początku wszyscy, którzy przyjechali do Nowego Jorku
Wróćmy do Pani dzieciństwa i młodości. Wychowała się pani w Wielkiej Brytanii, w rodzinie emigrantów, jak wspomina pani tamte czasy?
- Mój ojciec był Sybirakiem i żołnierzem Armii Andersa. Urodził się w 1918 r. na najdalszych Kresach. Nie miał już do czego wracać, dlatego postanowił, że osiedli się w Wielkiej Brytanii. Moja mama pochodzi z okolic Tarnowa. Rodzice poznali się w Wielkiej Brytanii i tam osiedlili. W mojej rodzinie ogromną rolę zawsze odgrywała i wciąż odgrywa tradycja. Odkąd pamiętam chodziliśmy do polskiego kościoła, byłam harcerką i uczennicą polskiej szkoły. Wiem, co to znaczy być emigrantem, jak ważną rolę odgrywa nauka ojczystego języka za granicą. Gdyby nie Polska Szkoła Nauk Przedmiotów Ojczystych im. św. Stanisława Kostki w Manchesterze, do której chodziłam, nigdy nie byłabym Konsulem Generalnym RP w Nowym Jorku.
Proszę opowiedzieć nam jakie ma pani plany dotyczące swej misji?
- Konsulat Generalny w Nowym Jorku to zupełnie inna i o wiele większa placówka niż ta, którą kierowałam w Strasburgu. Przede wszystkim zasięg terytorialny konsulatu i Polonia jest o wiele liczniejsza. Najważniejszą sprawą dla mnie jest to, by urząd, którym kieruję, sprawnie działał – był przyjazny i wygodny dla każdego polskiego obywatela. Mam świetny zespół i wiem, że razem jesteśmy w stanie zrobić jeszcze więcej niż do tej pory się udało. Będziemy szukali nowych form komunikacji z młodą Polonią. Jestem konsulem wszystkich polskich emigrantów, będę również odwiedzała Polonię rozsianą na całym Wschodnim Wybrzeżu. Już mam w planach trzydniowy wyjazd do Bostonu. Spotkam się z tamtejszymi Polakami i konsulem honorowym.
Życzymy powodzenia i zrealizowania planów!
Rozmawiała Agnieszka Granatowska
Fot. Agnieszka Granatowska
Urszula Gacek urodziła się w 1963 r. w Urmston w Wielkiej Brytanii w rodzinie polskich emigrantów. Ojciec był żołnierzem armii gen. Władysława Andersa. W 1984 r. ukończyła studia na Uniwersytecie w Oksfordzie z zakresu filozofii, nauk politycznych i ekonomii. W 1991 r. przyjechała do Polski i związała się z regionem tarnowskim – skąd pochodzi jej matka. W latach 2005-2007 była senatorem (wybrana z list Platformy Obywatelskiej). Od marca 2011 r. była stałym przedstawicielem RP przy Radzie Europy w Strasburgu.
Na zakupy jeżdżę na Greenpoint - mówi czytelnikom „Super Expressu” Urszula Gacek, która od 21 grudnia przejęła obowiązki konsula generalnego w Nowym Jorku.
Między urządzaniem swojego gabinetu w Konsulacie Generalnym RP na Manhattanie, a szukaniem mieszkania, pani Konsul znalazła chwilę na rozmowę z naszą dziennikarką. Opowiedziała nam jak minęły jej pierwsze tygodnie w Nowym Jorku i co będzie robiła podczas swojej czteroletniej misji.