Jak twierdzą polityczni komentatorzy, to, co wydarzyło się z końcem tygodnia na Downing Street, to prawdziwe trzęsienie ziemi. Jednego dnia, w zaledwie kilkugodzinnym odstępie, z pracy u Borisa Johnsona zrezygnowało czworo jego najbliższych doradców. Są nimi: szefowa doradców politycznych Munira Mirza, dyrektor ds. komunikacji Jack Doyle, szef personelu w biurze premiera Dan Rosenfield i prywatny sekretarz Johnsona Martin Reynolds. Dwaj ostatni są uwikłani w afery związane z nielegalnymi imprezami, jakie regularnie miały się odbywać w siedzibie premiera w czasie lockdownu - ich rezygnacje więc nie dziwią, tym bardziej że - jak podaje PAP - sam Johnson zapowiedział parę dni temu gruntowne zmiany w sposobie zarządzania biurem. Martin Reynolds, nazywany przez brytyjskie media "Party Marty" oraz Rosenfield płacą więc swoimi posadami za to, co wyprawiało się przy Downing Street. Jednak dwa pozostałe odejścia zdają się być dla premiera Wielkiej Brytanii sporym zaskoczeniem i jeszcze większym rozczarowaniem.
CZYTAJ TAKŻE: Pokłócił się z przyjacielem o majonez i brutalnie go zamordował. Właśnie usłyszał wyrok
Najbardziej bolesna, zdaniem obserwatorów brytyjskiego życia politycznego, jest dla Johnsona rezygnacja jednej z jego najbardziej zaufanych współpracownic, Muniry Mirzy, która trwała przy nim od pierwszej kadencji w roli burmistrza Londynu, czyli od 2008 roku. Jej rezygnacja jednak nie ma bezpośredniego związku z kontrowersyjnymi imprezami przy Downing Street, lecz z oskarżeniami, które podczas ostatniej, burzliwej debaty w Izbie Gmin Johnson skierował w stronę lidera opozycji Keira Starmera. Zarzucił mu, że jest osobiście odpowiedzialny za brak zarzutów wobec Jimmy'ego Savile'a, słynnego prezentera muzycznego i dziennikarza, który jak się okazało po jego śmierci, przez wiele lat dopuszczał się przestępstw seksualnych, również na dzieciach.
CZYTAJ TAKŻE: 5-letni chłopiec spadł do 32-metrowej studzienki. Akcja ratunkowa trwa już trzy doby [ZDJĘCIA]
Brytyjskie media wskazują, że to wszystko unaocznia, jaki chaos panuje w tej chwili w otoczeniu premiera. Mówi się też, że nawet w jego partii zdania co do przyszłości Johnsona jako lidera i premiera, są mocno podzielone. „Wydaje się, że to koniec, wszystko się rozpada" - miał podobno powiedzieć jeden z ministrów. Jednak kanclerz skarbu zapewnia, że co prawda "nie powiedziałby tego" o Keirze Starmerze, a także jest przekonany, że afera związana z imprezami na Downing Street podważyła zaufanie publiczne do rządu, jednak Boris Johnson ma jego zdaniem wciąż "pełne poparcie" w partii.