Choć akcja miała miejsce w odległej Kalifornii, to równie dobrze może zdarzyć się i w naszej metropolii. Wielu imigrantów – w tym liczni Polacy - zapisuje się do szkół, by otrzymać wizę (F-1). Często jest to dla nich jedyna szansa na to, by utrzymać legalny status w USA. I wszystko jest w porządku o ile imigrant rzeczywiście się uczy w wymaganym do utrzymania wizy wymiarze godzin. Oczywiście w praktyce duża grupa studentów nie „wyrabia” pełnej frekwencji, ale na to – o ile nie ma rażącego nadużycia – władze przymykają oko.
Gorzej jeżeli studiowanie jest całkowitą fikcją. A tak było w Los Angeles. – Władze czterech szkół prowadziły praktykę „pay-to-stay”, czyli dany imigrant płacił czesne, które tak naprawdę było opłatą za wizę studencką i ani razu nie pokazał się na zajęciach – napisał w oficjalnym komunikacie Thom Mrozek, rzecznik Departamentu Sprawiedliwości (U.S. Department of Justice).
Z materiałów wynika, że „studenci” płacili 1800 dol. „czesnego” za pół roku „nauki”. Kiedy chcieli przedłużyć wizę, uiszczali kolejne „czesne”. W sumie właściciele szkoły zarabiali na tym 6 milionów rocznie, i to od 2011 roku. Jak wpadli? Podczas niezapowiedzianej kontroli agentów federalnych na zajęciach, na które miało uczęszczać 900 osób, było tylko trzech studentów.