Akcja pod Nanga Parbat. Ojciec Tomasza Mackiewicza uważa, że winę za to, że ratownicy nie dotrali do jego syna, ponosi Elisabeth Revol. - Ministerstwo stanęło na wysokości zadania, zleciło alpinistom akcję ratunkową (...) Po dotarciu do Elisabeth polegali oni na tym co im powiedziała, a przekazała, że Tomek jest w stanie agonalnym, ma obrzęk płuc, obrzęk mózgu i w związku z tym odpuścili dalszą, trudniejszą część. Jestem przekonany, że gdyby Elisabeth została z Tomkiem, to alpiniści poszliby do nich obojga - przekonuje Witold Mackiewicz w rozmowie z serwisem dzialoszyn.com.pl. Mężczyzna nie traci jednak nadziei, że jeszcze zobaczy swoejo syna żywego. - Ludzie modlą się w różnych miejscach o powrót Tomka. Mam wiarę i nadzieję, wbrew logice i wszelkiemu temu, co na około mówią - zapewnia ojciec himalaisty, który kilka dni temu powiedział, że jego syn żyje na 99 procent.
Witold Mackiewicz zdradza także, że "odbyło się spotkanie generałów oraz twórców GROM-u w Ministerstwie Spraw Zagranicznych". - Zaproponowali wysłanie dronów bojowych, mówiąc o jego możliwościach i że byłby sens, bo jest on wyposażony w kamerę termowizyjną i sprawdza wszelkie objawy życia w różnych warunkach i osiągnięcie pułapu, na którym znajduje się Tomek, jest możliwe - mówi mężczyzna.