Szalony pisarz najpierw opisał zbrodnię, a potem naprawdę ją popełnił! Ujawniono szokujące kulisy krwawej strzelaniny, do ktorej doszło w poniedziałek w Denver w Stanach Zjednoczonych. Niejaki Lyndon McLeod (+47 l.) zastrzelił tam pięć osób i ranił policjanta. Zginął zabity przez funkcjonariuszy. Najpierw wszedł do salonu tatuażu i zastrzelił dwie pracujące tam kobiety. Potem udał się do innego takiego salonu, gdzie sam niegdyś pracował - Flat Black Ink Corp był także wydawcą jego książek, firma zbankrutowała w 2017 roku. Otworzył tam ogień, ale nikt nie został poszkodowany. Następnie Lyndon McLeod udał się do trzeciego zakładu, gdzie wykonuje się tatuaże. Tam zastrzelił jednego mężczyznę, potem jeszcze jednego w innym miejscu. Ostatnią ofiarą była recepcjonistka w hotelu Hyatt House. Sprawca znał większość ofiar. Zginął w strzelaninie z policją, wcześniej sam raniąc jednego z mundurowych, który w rezultacie trafił do szpitala. Teraz wiadomo już więcej o szaleńcu!
NIE PRZEGAP: Joseph Fritzl będzie wypuszczony na WOLNOŚĆ?! Potwór z Amstetten może wyjść z więzienia
NIE PRZEGAP: Coraz więcej dzieci z Omikronem w szpitalach! "Przerażająca faza pandemii"
Jak się okazuje, Lyndon McLeod mieszkał samotnie w kontenerze w górach. Był bardzo aktywny w mediach społecznościowych, gdzie pisał, że unika kobiet, za to otacza się "bronią, mięsem i książkami". Kilka nawet sam napisał, pod pseudonimem Roman McClay. W jednej z nich opisał dokładnie to, co sam potem zrobił - masakrę w salonie tatuażu. Postać, która mordowala, nosiła jego prawdziwe imię i nazwisko. W powieści ginie aż 46 osób, a sprawca grasuje po USA przez pół roku. Możliwe, że w prawdziwym życiu Lyndon McLeod też chciał zabić aż tyle niewinnych ofiar.