Po całym tym mrożącym krew w żyłach zdarzeniu, 25-letni narciarz Devin Stratton mówił, że był pewien, że już nie żyje. Mężczyzna spadł z 45-metrowego klifu na nartach. Piękna trasa, pokryta grubą warstwą śniegu nie wskazywała na to, co czeka na końcu kierunku, w którym zmierzał. Gdy zorientował się, że idealna biel puchu kończy się urwiskiem, było już za późno. Wjechał prosto na klif i spadł z wysokości 45 metrów. To mogło być śmiertelne zetknięcie z podłożem, ale 25-latka zamortyzowała prawie metrowa powłoka śniegu. Gdy na nią spadł, otarł rejestrującą wszystko kamerę go-pro ze śniegu i powiedział po prostu "dziękuję". Krótki filmik z tego wydarzenia opublikował na Instagramie. "Wygląda na to, że mam lęk wysokości. To jakiś cud, ale nie mam nawet zadrapania!" - napisał pod nagraniem. "Modliłem się w trakcie spadania" - dorzucił.
Zobacz też: Nauczycielka UPRAWIAŁA seks z 14-latkiem. Są nagrania! [ZDJĘCIA]