"Super Express": - Rozpoczynający się dziś w Newport szczyt NATO wielu określa jako historyczny. Sojusz po latach uczestniczenia w sprawach odległych regionów świata ma wrócić do strategii wobec najbliższego sąsiedztwa. Pana zdaniem NATO sprosta tym wyzwaniom?
Dr Jerzy Maria Nowak: - Unikam zwrotu "historyczny". To ważny etap w rozwoju nowej doktryny obronnej NATO i nowego stanowiska wobec Rosji. Trzeba zdać sobie sprawę, że ten szczyt będzie mieszanką spraw organizacyjnych i fundamentalnych dla Sojuszu kwestii związanych z jego zaangażowaniem w obronę państw członkowskich.
- O czym dokładnie będą rozmawiać przywódcy państw NATO?
- Jedna krótka sesja będzie poświęcona podsumowaniu wieloletniego zaangażowania NATO w Afganistanie. Będzie to o tyle istotne z punktu widzenia Polski, że będziemy chcieli przekuć doświadczenia z tego kraju na zwiększenie skuteczności obrony terytorialnej - zawsze mamy tu na myśli agresywne poczynania Rosji. Dlatego ważnym spotkaniem będzie Komisja NATO - Ukraina z udziałem prezydenta Poroszenki. Będą tu dyskutowane nie tylko polityczne, lecz także militarne formy wsparcia dla Kijowa. Szczególnie istotne są tu rozmowy o stworzeniu funduszu powierniczego na rzecz wsparcia armii ukraińskiej.
- To jednak perspektywa długoterminowa...
- Tak, to forma wsparcia rozpisana na najbliższe dziesięć lat. Musimy jednak pamiętać, że to jest konkret. Takim konkretem będzie utworzenie funduszów powierniczych i być może wysłanie doradców wojskowych na Ukrainę, ale zobaczymy, czy każdy kraj członkowski się na to zdecyduje. Będzie to bowiem bardzo ważny krok z punktu widzenia relacji z Rosją. Trzeba też dodać, że po raz pierwszy od lat Rosji nie zaproszono na szczyt NATO - ma to swoją istotną wymowę polityczną.
- Myśli pan, że na tym szczycie może zapaść decyzja o sprzedaży Kijowowi broni i - bardziej zakulisowo - o jej dostawach dla ukraińskiej armii?
- Myślę, że zwycięży tu opcja, która zakłada niedopuszczenie do tego, by NATO już dziś stało się stroną konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Nie należy się więc spodziewać decyzji o konkretnej pomocy militarnej o charakterze bojowym dla Ukrainy.
- Myśli pan, że w oficjalnych dokumentach Rosja zostanie uznana za wroga NATO?
Sojusz będzie unikał tego typu drastycznej retoryki. Będzie obowiązywała strategia zapewnienia bezpieczeństwa krajom członkowskim, ale bez konfrontacji z innymi. To trudne, zważywszy na postawę Rosji w ostatnich miesiącach.
- Dla Polski ten szczyt będzie o tyle ważny, że w kontekście rosyjskiej agresji na Ukrainę chcemy wzmocnienia wschodniej flanki NATO. Czego możemy oczekiwać?
- Na pewno prezydent Komorowski będzie wskazywał na fundamentalne zmiany w sytuacji strategicznej w Europie, uruchomione przez politykę zagraniczną i militarną Rosji. Odbędzie się to na kolacji, podczas której dochodzi do nieformalnych, luźnych rozmów między przywódcami państw członkowskich. Konkretne decyzje będą zapadać na dwóch sesjach Rady Północnoatlantyckiej - będą one przygotowywane przez ambasadorów, którzy od tygodni pracują bez przerwy. Musimy tam zwrócić uwagę na kilka kwestii.
- Mianowicie?
- Na Radzie ma być przyjęty tzw. plan podniesienia gotowości Sojuszu, który będzie określał reakcję na zagrożenia. Musimy bardzo uważnie przyjrzeć się temu, czy będzie on zawierał elementy odpowiedniego zapewnienia bezpieczeństwa dla naszego kraju i zwiększenia zdolności bojowych NATO w odpowiedzi na nowy charakter agresji, który objawił się na Ukrainie. Kluczowe będzie też dla nas to, aby Sojusz przyjął takie procedury, które zapewnią natychmiastową odpowiedź na zewnętrzną agresję.
- Mówimy tu o tzw. szpicy, czyli siłach natychmiastowego reagowania, których utworzenie zapowiadał sekretarz generalny NATO?
- Tak, to jednostka w sile kilku tys. ludzi, która stacjonowałaby w Szczecinie i w razie agresji natychmiast ruszyła do akcji, zanim dotrą większe siły reagowania NATO.
- Pytanie, czy to będzie dobry substytut baz Sojuszu, na których tak nam zależało, a których umieszczenia w Polsce i krajach bałtyckich nie dopuszczają choćby Niemcy.
- Baz w związku z opozycją niektórych krajów członkowskich, a zwłaszcza Niemiec, nie będzie. To już wiemy. Nie znaczy to jednak, że nie będzie czegoś zbliżonego w swoim charakterze. Nie będzie to jednak nazwane bazą, żeby nie prowokować Rosji. Chodzi o to, by na terenie m.in. naszego kraju znajdowały się magazyny sprzętu i paliw, a także przygotowana była infrastruktura, która mogłaby w razie zagrożenia szybko przyjąć wojska NATO. Z punktu widzenia Polski bardzo ważne jest to, na ile państwo gospodarz będzie musiało się zaangażować w finansowanie wzmocnienia wschodniej flanki.
- Co jeszcze będzie dla nas istotne?
- To, by NATO regularnie sprawdzało plany ewentualnościowe w ćwiczeniach z udziałem wojsk, poprzez rozbudowę infrastruktury sojuszniczej, tak byśmy mogli przyjąć wsparcie w sposób niezwłoczny. Oczywiście liczymy, że nigdy nie będą musiały one wejść w życie. Na szczęście Sojusz ma ogromną siłę odstraszania, która jest fundamentem jego strategii obronnej.
- Po tym szczycie poczucie bycia członkiem NATO drugiej kategorii nieco w Polsce zmaleje?
- Wydaje mi się, że decyzje, które na nim zapadną, sprawią, że to poczucie nieco zmaleje, choć nie można oczekiwać, że zniknie całkowicie. W jakim stopniu to się stanie, zobaczymy po przyjęciu ostatecznej deklaracji NATO, która powstanie po szczycie.
Zobacz: Tego jeszcze nie było! KALISZ w teledysku! [WIDEO]
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail