Wiec Donalda Trumpa w Nowym Jorku przyrównany do wiecu nazistów. Co dokładnie tam się działo?
Trudno chyba o gorsze wyzwisko, niż "nazista". Tymczasem właśnie takie oskarżenia padają już podczas kampanii przed wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych. Donald Trump znalazł się w ogniu aż tak daleko posuniętej krytyki po wiecu, który zorganizował parę dni temu w słynnej nowojorskiej hali widowiskowej Madison Square Garden. Było tam to, czego moglibyśmy się spodziewać - szalejący na scenie, dziwnie zachowujący się Elon Musk, rozrywający na sobie koszulkę Hulk Hogan, wiwatujące tłumy w czerwonych czapkach MAGA. Ale w pewnym momencie granice złego smaku zostały przekroczone w o wiele poważniejszy sposób. Na scenie pojawił się niezbyt znany komik, niejaki Tony Hinchcliffe, autor podcastu "Kill Tony". Jego żartów nie sposób nie nazwać rasistowskimi. "Nie wiem, czy wiecie, ale na środku oceanu jest pływająca wyspa śmieci. Chyba nazywa się Portoryko” - mówił gość, dodając, że Latynosi "kochają robić dzieci" i okraszając to paroma wulgarnymi aluzjami o "wchodzeniu do środka, tak jak do naszego kraju". Jakby tego było mało, opowiadał coś o swoich "czarnoskórych kumplach, którzy lubili kroić arbuzy". „Witam migrantów w Stanach Zjednoczonych z otwartymi ramionami. Przez otwarte ramiona mam na myśli coś takiego" - dodał Hinchcliffe, machając rękami, jak gdyby kogoś przepędzał. To nie wszystko. Na scenę wyszedł też Stephen Miller, bliski współpracownik Trumpa i powiedział, że Ameryka powinna być "tylko dla Amerykanów". Trump nie powiedział tego wszystkiego osobiście, ale nie zareagował na bieżąco. Trzeba przyznać, że zrobili to potem jego przedstawiciele. „Ten żart nie odzwierciedla poglądów prezydenta Trumpa ani jego kampanii” – powiedziała w oświadczeniu doradczyni Danielle Alvarez o słowach na temat Portoryko. A oliwy do ognia dodał dawny podwładny Trumpa John Kelly, opowiadając w "New York Times", że Trump podobno życzył sobie, by "mieć takich generałów, jak Hitler" i przekonywał, iż "Hitler zrobił parę dobrych rzeczy". Trump zaprzeczył, by mówił takie rzeczy.
„Nie jestem nazistą. Jestem przeciwieństwem nazisty” – powiedział Donald Trump na wiecu wyborczym w Atlancie
Co o tym wszystkim myśleć? Jeśli chodzi o próby przekonania do siebie niezdecydowanych, a tym samym prawdopodobnie tych bardziej umiarkowanych wyborców, Trump wiecem w Nowym Jorku na pewno strzelił sobie w kolano. Żarty na takim poziomie i o takiej tematyce to także woda na młyn jego przeciwników politycznych. Nie sposób tego obronić ani usprawiedliwić. Niektórzy posunęli się jednak tak daleko, że porównali wiec Trumpa z wiecem zorganizowanym w dokładnie tym samym miejscu w 1939 roku przez zwolenników Hitlera. Zrobiła to Hillary Clinton w CNN. "Trump faktycznie odtwarza wiec w Madison Square Garden z 1939 roku” – powiedziała Clinton. "Proszę, otwórzcie oczy na niebezpieczeństwo, jakie ten człowiek stwarza dla naszego kraju, ponieważ myślę, że jest to jasne i widoczne dla każdego, kto zwróci na to uwagę”. Zapytana, czy zgadza się z tym, że Trumpa można określić mianem „faszysty”, jak to zrobił wspomniany były szef personelu Białego Domu John Kelly, odpowiedziała: „Określenie pasuje”. Podobnie Kamala Harris, zapytana o to, czy można nazwać Trumpa faszystą, potwierdziła, podobnie mówił jej kandydat na wiceprezydenta Tim Walz. Co na to Trump? „Nie jestem nazistą. Jestem przeciwieństwem nazisty” – powiedział Donald Trump na wiecu wyborczym w Atlancie w dniu 28 października. „Najnowsza linia obrony Kamali i jej kampanii jest taka, że każdy, kto na nią nie głosuje, jest nazistą – my jesteśmy nazistami. 'On jest Hitlerem', a potem mówią, 'on jest nazistą'. Mój ojciec zawsze mi mówił, żebym nie używał słowa „nazista”, ale sposób, w jaki ludzie mówią dzisiaj, jest obrzydliwy” — mówił. Przypomniał, że jego córka przeszła na judaizm, a on jest „najlepszym przyjacielem” Żydów i Izraela.