W New Jersey w wielu miejscach punkty wyborcze są zniszczone lub nie da się do nich dojechać. Stan Nowy Jork zastrzega sobie prawo do ustanowienia daty ponownego głosowania, jeśli udział w jakimkolwiek hrabstwie spadnie poniżej 25 proc. Taką możliwość przewiduje ordynacja wyborcza. Jeśli więc np. mieszkańcy Staten Island, obszaru najbardziej dotkniętego skutkami powodzi nie pójdą do lokali wyborczych to wybory będą tam powtórzone w ciągu 20 dni. Opóźni to oficjalne ogłoszenie pełnych wyników. Z kolei w New Jersey brakuje jeszcze prądu i do wtorku nie wszędzie zostanie podłączony. Głosowanie elektroniczne zamieni się w papierowe, a liczenie głosów potrwa dłużej. Tam gdzie wyborcy nie będą mogli dojechać zaczną się protesty. To wszystko także opóźni podliczenie głosów w New Jersey.
Ale walka wyborcza rozstrzygnie się nie w Nowym Jorku i New Jersey, bo te stany Obama uważa za swoje i od lat są to stany demokratyczne. O wynikach zadecydują tzw. stany wahadłowe, w których trudno przewidzieć zwycięzcę. W tym roku największe stany wahadłowe to Floryda, Virginia, Karolina Północna, Ohio, Pensylwania i Wisconsin. Na tych stanach obaj kandydaci skupiali się podczas ostatnich dni kampanii. Niedziela jest bardzo pracowitym dniem i dla Obamy i dla Romneya. Prezydent spędzi ją na Florydzie, w Ohio i Kolorado. Romney zabiega jeszcze o głosy Pensylwanii, Ohio i Wirginii. Z sondaży, w których różnice są bardzo małe wynika, że będą to wybory bardzo zacięte. Oznacza to,że każdy głos będzie się liczyć i to dosłownie.
Tak jak w roku 2000, kiedy to Bush wygrał na Florydzie zaledwie o kilkaset głosów, podobna sytuacja może się powtórzyć w Ohio, Pensylwanii lub innym kluczowym stanie. Liczenie głosów będzie tam mozolne i rzecznicy obydwu partii będą domagać się powtórnego ich zliczania. Taki scenariusz przewidują już eksperci. Jeszcze bardziej oddala to szanse na to, że nowo wybrany prezydent wygłosi swoje przemówienie we wtorek późnym wieczorem lub w środę nad ranem.